Roboty, grzyby, hipnotyzująca muzyka, niebieskie światła i dwie dziewczyny. Choreografka Iza Szostak zaprosiła do współpracy 15-letnią Julię Stawską, wicemistrzynię świata w krumpie. Wspólnie stworzyły spektakl nawiązujący do postapokaliptycznej wizji przyszłości. Skąd połączenie współczesnej choreografii i tańca wywodzącego się prosto z przedmieść Los Angeles wczesnych lat 2000? Dlaczego na scenie znaleźli się reprezentanci różnych bytów? Jak to się wiążę z dziewczyńskością? Artystki wyjaśniają w rozmowie z Kasią Milczewską.
Obie jesteście doświadczonymi tancerkami, chociaż w zupełnie innych stylach tańca. A jak zaczynałyście?
Iza Szostak: Zaczęłam bardzo wcześnie, w wieku 7 lat od tańca towarzyskiego. To był taniec-zabawa. Bardziej to tak traktowałam. I mama, która mnie tam wysłała, myślała o tym jako o czymś, co dałoby mi rozrywkę. A że widziała, że lubię występować, to mnie zapisała. Z resztą w latach 90. nie było za dużego wyboru. Więc uczyłam się towarzyskiego w podstawówce popołudniami, a później w Pałacu Młodzieży. W międzyczasie w wieku 10 lat zdałam egzamin do szkoły baletowej i spędziłam tam kolejne 9 lat. Później kontynuowałam naukę w Codarts/Rotterdam Dance Academy w Holandii.
Julia Stawska: Też zaczęłam w wieku 7 lat. Jak szłam do podstawówki, rodzice zapisali mnie na zajęcia w Dzierżoniowskim Ośrodku Kultury na taniec nowoczesny, który prowadził Wojciech Koguciuk. No i dalej uczestniczę w tych zajęciach. Zapisali mnie też z taką myślą o rozrywce, żebym nie siedziała w domu. Przez pierwsze lata nie traktowałam tego poważnie, dopiero przez ostatnie 3 lata zaczęłam sama się rozwijać, jeździć na zawody, warsztaty. Skupiłam się głównie na hip hopie i krumpie. Wcześniej próbowałam wszystkiego.
Jak często trenujesz?
J: W Dzierżonowie mamy treningi w poniedziałki i środy. W piątki dojeżdżamy co tydzień do Wrocławia. Mamy tam ekipę. Nasza ekipa składa się z 6 osób i każdy jest w sumie z innego miasta, więc spotykamy się we Wrocławiu w studiu 2Piętro. Oprócz tego wtorki i czwartki próbuję trenować sama. A w weekendy są zawody.
Czyli cały tydzień tańczysz. Masz czas na coś innego niż taniec?
J: Znajdzie się czasami w weekendy, ale ciężko. Wtorki i czwartki czasami próbuję zostawić dla siebie i dla znajomych.
I: Też masz dużo przyjaciół w ekipie.
J: Tak, właśnie. Moi przyjaciele to głównie tancerze, więc widujemy się dużo na treningach. Spędzamy ze sobą wszystkie weekendy.

A opowiecie o krumpie?
J: Jest to bardzo młody styl. Ma dopiero 15 lat. Powstał w Stanach Zjednoczonych.
I: Na przedmieściach Los Angeles.
J: Tak. Stworzycielami krumpu jest Big Mijo i Tight Eyez. Nadal startują w zawodach. Poznanie ich to ogromny prestiż. Na początku krump był używany jako broń – obrona siebie, przyjaciół, rodziny. Wtedy to był bardzo agresywny styl. Big Mijo i Tight Eyez byli nastolatkami, gdy go stworzyli i rozwinęli. Ludzie z zewnątrz mówili, że to jest „clowning”. Potem był „Rize”, taki film.
I: Davida LaChapelle. Wspaniały jest ten film!
J: Można w nim zobaczyć podział clowningu i krumpu, są walki. Później krump trafił do Europy.
I: Trochę został wessany w strategię battle, tak jak w hip hopie. Dziś walka jest bardziej na gesty i ruchy. Już nie towarzyszy temu agresja. Może dodam, że na przedmieściach LA było wówczas bardzo dużo przemocy. Ludzie chodzili z bronią w ręku.
Krump stanowił akt oporu. Albo byłaś w gangu albo w krumpie. Krumperzy często potrafili się przeciwstawić temu, żeby nie wchodzić trudne środowiska.
J: To była ich odskocznia. Krump jest też nazywany modlitwą. Dużo osób z zewnątrz, które nie wiedzą, o co w tym chodzi, mówi, że to jest bardzo agresywny taniec. Często słyszę: „skaczą jak małpy”. Ten ruch rzeczywiście jest specyficzny, ale to jest super, że potrafimy się nawzajem nakręcać.
I: Tak, w takim krumpowym session – bo tak to się nazywa – uczestnicy dają sobie ogromne wsparcie przez różne okrzyki, support w grupie. Session stanowi pewien rodzaj ceremonii, rytuału, co wywodzi się z kultury plemion afrykańskich. Przywędrowało z Afroamerykanami czy Afrykańczykami do USA. Często jest to rytuał, który służy oczyszczeniu z agresji. Poprzez gwałtowne ruchy, pozbywasz się tego, czym jesteś zainfekowana.
J: Dużo osób myśli, że to jest taki agresywny taniec, że nie lubimy się, tylko pokazujemy sobie, kto jest lepszy. Ale w ogóle tak nie jest. Krump to styl, w którym wszyscy się wspierają. Na zawodach zagranicznych uczestnicy są bardzo otwarci na innych. To jest naprawdę super.
A dużo dziewczyn jest w krumpie?
J: Tak. W Polsce jest chyba 10 krumperek. W krumpie działają famy – ekipy, które zakłada trener, który ma swoich uczniów. Moim trenerem jest Zonta z Wrocławia. Jako jeden z pierwszych w Polsce tańczył krump i zapoczątkował tutaj ten styl. Ja nazywam się Girl Zonta, można też otrzymać tytuł taki jak: Boy, King, Queen, Lady oraz wiele innych. Najwyższy name to Twin, u nas jest akurat Lil. Wśród mężczyzn tytuły mają hierarchię, u kobiet to nie ma znaczenia. W naszym famie jest teraz siedem osób. Można wylecieć z famu, jeśli ktoś się nie będzie starał. Można też powiększyć zespół. Nieważne ile jest osób, po prostu podpisujemy się pod Zontę, że nas uczy i my promujemy jego, a on promuje nas.

A o co chodzi z hierarchią między chłopakami?
J: Kto jest lepszy w famie. U dziewczyn to nie jest przyjęte.
I: A co to znaczy? Bo ja też nie wiem.
J: Trener decyduje, kto jest najbardziej doświadczony w famie. My teraz mamy dwóch chłopaków: Kubę i Kacpra. Kuba ma dłuższy staż w famie, więc jest pomocnikiem Zonty i w niektórych sytuacjach może go zastąpić.
A ciebie Iza, co przyciągnęło do krumpu?
I: Dostałam rezydencję w zeszłym roku na festiwalu Maat w Lublinie, którego motywem przewodnim było hasło „ciało narodowe”. To był lejtmotyw, który musiałam skomentować. Zaczęłam się zastanawiać, co z tym zrobić. Pomyślałam, że chciałabym wykorzystać kwestie girl power, popracować z ciałem kobiet/dziewczyn, które jest polityczne. Początkowo chciałam zaangażować gimnastyczki artystyczne i zrobić abstrakcyjną, strukturalną pracę, o tym jak silne i jednocześnie delikatne one potrafią być i nałożyć na to filtr polityczny przez obiekty, które są na scenie. Zaczęliśmy z Karoliną Mełnicką i Stachem Szumskim rozmawiać o tarczach. Nakręcałam się na temat takiego mocnego, kobiecego ciała. To się zeszło z protestami.
Później w trakcie research’u zaczęłam szukać innych stylów tańca, które mogłyby w taki ekspansywny sposób wyrazić gniew, ale taki akt oporu, który nie byłby głośnym gniewem tylko niemą bronią.
Słyszałam o krumpie i dotarłam do różnych nagrań. Obejrzałam film „Rize”. I zaczęłam się zastanawiać, czy nie wziąć ekipy dziewczyn. Trafiłam do Zonty, przyjechałam na indywidualne warsztaty do Wrocławia. To było dokładnie rok temu. Obczaiłam Julkę na różnych nagraniach bitw i zapytałam, czy mogłabym ją poznać. Już na tym etapie wiedziałam, że chciałabym, żeby to był duet, że będę też w środku.
Jak myślałam o krumpie, szczególnie gdy jest tańczony przez takie drobne, młode dziewczyny to zaczęło mi się to fajnie składać. Zastanawiałam się nad alternatywą. Tak jak na Instagramie są sad girls, które mają inny akt oporu, bardziej emocjonalny, związany z płaczem, komentarzem na portalu społecznościowym, a nie z rzucaniem kamieni czy wychodzeniem na ulicę, tak też zgromadzenia krumperów, które zazwyczaj odbywają się w przestrzeni miejskiej, w inny sposób zaznaczają swoją widoczność. Interesuję mnie ten akt transformacji, w której ciało może się przekształcać, zyskiwać nowe siły, potencjał i jednocześnie niepokoić przez eksponowanie tego, co krzyczy w środku. Potem zaczęłam myśleć o innych aktantach, uczestnikach i zaczęłam poszerzać temat i doszłam do transgatunkowości. Spektakl jest krytyką antropocenu. Uwypukla chęć dominacji człowieka i nieustanne dążenie do zysków.
Właśnie, dlaczego na scenie znaleźli się też inni bohaterowie: roboty i grzyby?
I: Może to utopijnie, ale chciałam zobaczyć, co się wydarzy, gdy wszyscy – my dziewczyny, trzy roboty i naturalne grzyby, będziemy równoprawnymi, kolektywnymi asamblażami tego wydarzenia. Może to jest o miejscu, które ogląda czy doświadcza się jak safari. Ogołocona z urody enklawa. Ciągle się w niej coś konstruuje i rekonstruuje na nowo. Oglądamy je, siedząc pod stołem w jakiejś korporacji na zgliszczach po katastrofie. System wymiany działa teraz w zapętleniach, poza czasem. To też krajobraz utopijny, w którym istnieje sieć wzajemnych relacji rozciągnięta pomiędzy tym co organiczne, mechaniczne i ludzkie. To strefa, w której może panuje symbioza i równość. Nasza relacja też nie jest oczywista.
Julka niesie ze sobą silną dziewczyńską broń w ruchu. Ja jestem troszkę starsza, więc pojawiają się różne skojarzenia, że jesteśmy siostrami, które są wystrzelone w kosmos albo gdzieś w post apokaliptycznej sytuacji, zmierzamy się z czymś.
Może jestem matką. No i są roboty. My się nawzajem poznajemy w tej przestrzeni sceny. Trochę się tak dopełniamy. Reagujemy na siebie. Też zastanawiałam się jaką motorykę, jaki ruch użyć. Jesteśmy bardzo dużo przy podłodze ze względu na to, że tak poruszają się roboty, zlewamy się z nimi. Nasze ruchy są wystudiowane.
A Julka Ciebie to wciągnęło? Roboty, siła dziewczyn?
J: Dla mnie to jest w ogóle nowość. Nigdy nie występowałam w spektaklach, może w jakiś małych, które robiliśmy z zespołem. Dobrze się w tym czuję. A roboty to bardzo ciekawy pomysł, nigdy nie pracowałam w takich okolicznościach.
I: To jest też ciekawe, że często przy krumpie jest jakaś konkretna muzyka.
J: Tak, krump do innej muzyki, tworzonej przez Kubę [Słomkowskiego], to jest nowość dla mnie. Zawsze w krumpie mamy określone kawałki. Są dj-e krumpowi. Myślę, że nasz spektakl to jedyne takie wydarzenie – krump w teatrze – pierwszy raz się z tym spotkałam.
A improwizujecie w krumpie?
J: Tak. W spektaklu też nie ma prawie układów, jest tylko jeden moment.
I: Dużo pracowałyśmy z intensywnością ruchów, z umiejscawianiem w przestrzeni, w jakości, relacji. Z dźwiękami, muzyką, ucieleśnieniem dźwięków w ciało. Krump nie ma choreografii, to jest freestyle. To Julka decyduje i dysponuje ciałem.
Kontaktujecie się poza spektaklami?
J: Tak, piszemy do siebie. Ostatnio też przyjechałam do Warszawy, Iza mnie przenocowała, mamy w porządku relację (śmiech).
I: Julka też teraz będzie ze swoim chłopakiem Kubą w „Mam Talent”. Nie mieli finału, ale są nagrani w eliminacjach. Jak Julka przyjeżdżała na nagrania, to spała u mnie. To też jest niesamowite, że Julka od 3 lat ciągle podróżuje. Te warsztaty i bitwy są w różnych miejscach.
J: Tak, w wakacje byłam chyba na pięciu obozach. Byliśmy we Frankfurcie na zawodach. Za dwa tygodnie jedziemy do Dusseldorfu na największe światowe zawody krumpowe. Muszę się intensywnie przygotowywać, codziennie siłówka, żeby była kondycja. Krump to jest bardzo duży wysiłek. Potem jedziemy do Paryża, Czech. W ciągu roku szkolnego każdy weekend mam zajęty.
Wasze okresy dorastania przebiegają chyba podobnie? Mam na myśli intensywność treningów.
I: Tak, chociaż moja nauka w szkole baletowej była bardzo stacjonarna, związana z codziennym treningiem w centrum Warszawy. Ewentualnie dwa razy w roku mieliśmy wyjazdy na konkursy. Ale też były inne czasy, w latach 90. tak się nie jeździło. Ale intensywność, ilość godzin rzeczywiście jest podobna. Kiedy Julka mi opowiada, że ma klasówkę, ale nie ma czasu czy siły, żeby się przygotować, to ja mam dokładnie te same wspomnienia. Miałam spektakle w Teatrze Wielkim do godz. 21, więc od 8 rano do 22 byłam poza domem. Wracałam i zasypiałam nad książką.
Nie wiem tylko czy świat baletu była tak wspierający jak krumpu? (śmiech)
I: Chyba nie (śmiech)
J: Nas w sumie nikt tak nie ciśnie. Tańczę krump dla siebie.
__________________________________
Iza Szostak – tancerka, choreografka. Absolwentka Szkoły Baletowej w Warszawie oraz Codarts/Rotterdam Dance Academy w Holandii. Odbyła staż w Belgii w zespole Jana Fabre/Troubleyn. Autorka spektakli m.in. „RE//MIX- Merce Cunningham”, „Ciało. Dziecko. Obiekt.”, „Europa. Śledztwo”, „Balet koparyczny”, „National Affairs”. „PRIV”. Interesuję ją perspektywa nowego materializmu, który dostarcza narzędzi do postrzegania materii jako aktywnej i sprawczej. Tworzy choreografię w oparciu o systemy komunikacji pomiędzy ciałem i obiektem. Przetwarza obrazy ze sztuk wizualnych, filmu, badań antropologicznych i własnej biografii. Traktuje choreografię jako instrument do tworzenia nowego porządku. Współtworzy warszawski kolektyw Centrum w Ruchu.
Julia Stawska (15) – mieszka w Dzierżoniowie, małym miasteczku na dolnym śląsku. Jest tancerką od siódmego roku życia. Jej przygoda rozpoczęła się w zespole tańca nowoczesnego „Ewenemencik” prowadzonego przez Wojciecha Koguciuka. Z biegiem czasu przechodziła do coraz bardziej zaawansowanych grup i do dziś tańczy w najstarszym zespole „Ewenement”. Przez cały ten okres próbowała wszystkich stylów tańca. Szukała tego, w którym poczuje się najlepiej. Około trzy lata temu wybrała dwa style: Hip Hop i Krump. Zaczęła jeździć po całej Polsce na zawody, warsztaty, rozwijała się. Razem z przyjaciółmi stworzyła ekipę: Empiria Crew. Grupa liczy siedem osób, które trenuje Adam Karpiński we Wrocławiu, w studio 2piętro. Ich nauczycielem krumpu jest Piotr Zonta Król. Julka dziś odwiedza różne zakątki świata, reprezentuje nasz kraj. W tym roku wygrała większość zawodów w Polsce, więc próbuje swoich sił również za granicą. Jej największym osiągnięciem jest wicemistrzostwo na EBS — światowych zawodach w tańcu Krump w Dusseldorfie, a wygrana na najbardziej prestiżowych zawodach w Polsce to zwycięstwo Rytmu Ulicy.
Kasia Milczewska (28) – współtworzy redakcję „Szajn”. Zawsze lubiła rozmawiać, więc zrobiła z tego swój zawód. Tańczy i joguje. Wiecznie narzeka na brak czasu, po czym znowu wypełnia grafik milionem działań. Szuka, próbuje, ekscytuje się rzeczami.
***
„NATIONAL AFFAIRS. SPRAWY WEWNĘTRZNE”
KONCEPCJA I CHOREOGRAFIA: Iza Szostak
PERFORMANS: Julia Stawska aka Girl Zonta, Iza Szostak, ZIPPER, Crawler, Edek
OPRAWA WIZUALNA: Karolina Mełnicka i Stachu Szumski
MUZYKA LIVE: Kuba Słomkowski
ŚWIATŁA: Michał Głaszczka
KONSULTACJE DRAMATURGICZNE: Magda Ptasznik, Michał Grzegorzek, Anka HerbutOPERATORZY ROBOTÓW: Tomasz Gołaszewski, Dominik Skrzypkowski, Mary Szydłowska