Michał i Zosia spotkali się w 2020 roku. On – filmowiec, ona – fotografka, oboje z wielką niezgodą na to, jak ciało jest pokazywane, traktowane i postrzegane społeczeństwo. Z tej niezgody powstał pełnometrażowy film dokumentalny To tylko/aż ciało. To opowieść o tym, dlaczego tak trudno kroczy się ścieżką samoakceptacji. Dziś twórcy tej kameralnej produkcji opowiadają nam o swoim pomyśle i procesie.
Chciałam was na początek poprosić, żebyście wytłumaczyli się z tytułu: To tylko/aż ciało? Tylko czy aż? Czy jest w tym wątpliwość?
Zosia LS: Ja bym tego nie nazwała wątpliwością. Żyjemy w świecie, w którym o ciele mówi się nadmiernie albo się je pomija. Z jednej strony to aż ciało, bo dzięki niemu możemy robić to, co kochamy. Jest naszym kumplem i domem ducha. Jednak z drugiej strony jest tylko ciałem – tym, jak wyglądamy, a to nie jest najważniejsze. Poprzez moją fotografię chciałabym znaleźć kompromis między tymi dwoma podejściami.
Michał Hytroś: Stworzyliśmy film, którym chcemy zaprosić widzów do dyskusji o ciele. I ten tytuł ma w sobie coś zaczepnego. Zostawiamy widzowi_ce wybór, bo wszystko zależy od perspektywy – dla jednej osoby to będzie „aż” ciało, a dla innej „tylko”. Czasami ciało przysparza nam problemów, blokuje nas, a innym razem pozwala osiągać niesamowite rzeczy. Żyjemy w czasach, w których ważne aspekty ciała – to, jak ono może nam służyć, jak możemy je pokochać, są pomijane na rzecz niezdrowego kultu wygórowanych pseudoideałów sugerowanych przez popkulturę. Młodzi ludzie popadają przez to w masę kompleksów. Z raportu WHO wynika, że Polska zajmuje procentowo pierwsze miejsce pod względem żyjących tu nastolatków_ek, którzy_re nie akceptują swojego ciała. To wszystko mówi o naszym stosunku do ciała bardzo dużo, a jednocześnie niewystarczająco, bo opowieść o ciele powinna mieć również charakter jednostkowy. W kontekście indywidualnym to emocje powinny być punktem wyjścia do rozmowy o ciele. Stąd taki tytuł – chcemy nim zaczepić widza_kę, powiedzieć do niego: „hej, pogadajmy”. On_a może się skłaniać ku opcji „aż”, a ja ku „tylko”. Posłuchajmy siebie i może znajdźmy jakiś środek.
Mówicie o uprzedmiotowieniu ciała i o tym, że często jest ono przedstawiane w sztuce jako produkt. Szukacie alternatywnego sposobu jego pokazania. Jednocześnie wybieracie formę filmową, czyli wizualną – w jaki sposób uciekacie od popkulturowej narracji o ciele?
M: Temat ciała chodził za mną od bardzo dawna. Sam, zanim skończyłem Szkołę Filmową, studiowałem aktorstwo. Na scenie pracuje się ciałem, w związku z tym zacząłem zauważać swoje kompleksy, z którymi nigdy sobie nie poradziłem. Zastanawiałem się, jak do tego ciała można się inaczej „dobrać” – jak je zaakceptować, pokochać.
Nie wiedziałem tylko, jak o tym opowiedzieć. Nie chciałem pracować z fotografami, którzy traktują modelki jak narzędzia. Aż pojawiła się Zosia, a między nami – niesamowita relacja. I tutaj wrócę do twojego pytania o to, co zrobić, żeby ciała na ekranie nie uprzedmiotowić: postawić człowieka, jego myśli i emocje na pierwszym miejscu. Nie film, nie efekt. Zawsze powtarzam, że w tworzeniu dokumentu najważniejsze są momenty, kiedy kamera jest wyłączona – wiele godzin rozmów, przebyte setki kilometrów, gapienie się w gwiazdy, nieprzespane noce, wspólne gotowanie. To wszystko doprowadziło do tego, że opowiadamy o ludziach, a nie o ciałach. A przy okazji – ci są ludzie zaklęci w tych ciałach.
Z: To, co widzimy na fotografii czy filmie, jest pokazane przez pryzmat osoby, która ten obraz stworzyła. Jeśli ja na nagość i cielesność nie nakładam popularnych kalek, to ich nie widać, bo coś innego się wybija. Ktoś kiedyś skomentował moje zdjęcie pisząc, że miałoby ono taką samą wartość, jakby modelka była ubrana. Jeśli ja, fotografując, nie robię z nagości tematu, to w jakiś sposób „mniej” ją widać.
M: Dzielę obrazy na dwie grupy: na ładne, estetyczne i na te wypełnione. Nie koniecznie idealnie skadrowane i oświetlone, ale które mają w sobie element zbliżenia się do człowieka i jego emocji. Ujęcie może być rozedrgane, ale obraz ma wtedy wartość, której pod względem technicznym nie da się zmierzyć.
Zosia jest główną bohaterką filmu, ale cały czas pojawiają się kolejne osoby i każde następne spotkanie było inne – jego tempo, czas, ostrożność, siła. Spotkaliśmy osoby bardzo wycofane, ale też takie z ogromnym ładunkiem emocjonalnym, który w nas uderzał jak fala tsunami. Nie analizowaliśmy żadnego z kadrów, ale podróżowaliśmy emocjonalnie z naszymi bohaterami, próbowaliśmy zrozumieć piękno ich uczuć. A w tym wszystkim wierzyliśmy, że ciało samo o sobie opowie.
Z: Marzy mi się, żeby ludzie oglądając nasz film mogli przejść drogę, na początku której widać wyraźnie tę nagość, a z biegiem czasu zaczynają widzieć po prostu człowieka.
M: Podsumowaniem odpowiedzi na twoje pytanie może być to, że w naszym filmie wektor jest cały czas skierowany do wewnątrz, czyli ku porozumieniu się z samym sobą, o pozwoleniu sobie być bezbronnym.
A jaka była droga każdego z was, jako artystów, ale też ludzi w ogóle, do znalezienia w sobie tego wektora skierowanego na wnętrze, o którym mówisz, Michale?
Z: Ja zaczęłam fotografować dzięki doświadczeniu przejścia przez zaburzenia odżywiania. Sztuka pozwoliła mi sobie samej pomóc i zauważyć, że każde ciało jest inne i inaczej wygląda, że w człowieku jest dużo więcej treści niż sama warstwa zewnętrzna. Najpierw zaczęłam robić zdjęcia portretowe, a potem akty. Nie zauważyłam nagości, skupiałam się na oczach osób, które fotografowałam. W tym procesie bardzo naturalnie na pierwszy plan zaczęły wychodzić ludzkie emocje. To mnie uzdrawiało. Chodziłyśmy z dziewczynami po górach i lasach, one były nagie, czasem ja też, i nagle okazywało się, że to nie ma znaczenia, że liczy się relacja, szukanie punktów wspólnych, opowiadanie sobie nawzajem o swojej walce, na przykład z zaburzeniami odżywiania. Nawet nie zauważyłam, kiedy moje spojrzenie na ciało się zmieniło.
M: Wyszliśmy od nagości, ale udało nam się dojść dużo głębiej. Ciało mówi wiele o naszych bólach i z czasem trwania filmu udaje nam się wejść pod wierzchnią powłokę ciała. Eksplorowanie tematu ciała byłoby banalne, gdyby skończyło się na poziomie skóry, a nasz proces przebiega od ogółu do szczegółu.
Chciałem też powiedzieć, że kiedy zaczynaliśmy kręcić ten film, mierzyłem się z poczuciem wypalenia zawodowego i tworzenie tego dokumentu pozwoliło mi znów uwierzyć, że warto opowiadać historie, że spotkani ludzie przynoszą poczucie ogromnego wewnętrznego spokoju.
Z: Oboje z Michałem spotkaliśmy siebie nawzajem w przełomowych momentach naszych żyć i ludzie, których poznaliśmy na naszej drodze pomogli nam przejść przez pewien proces szukania odpowiedzi na pytania o wolność i dążenie do niej, lęki i strachy, relacje i drogę. Zadałam sobie pytanie, czy ja, dążąc do wolności, nie zamykam się w klatce własnych wyobrażeń (często mylnych). Te godziny rozmów pomogły mi znaleźć część z tych odpowiedzi.
Ostatni etap produkcji filmu To tylko/aż ciało możecie wesprzeć na portalu Zrzutka.pl.
Wywiad: Karola Kosecka – jedna z redaktorek magazynu Szajn, studentka aktorstwa i sztuki performatywnej na University of Arts London. Chce pracować artystycznie z osobami w spektrum autyzmu i poprzez teatr pokazywać neuroatypową wrażliwość osobom nieautystycznym. Marzy o życiu z kolektywem i zwierzętami w dużym domu dostępną dla wszystkich kuchnią i ogrodem warzywno-ziołowym.
Korekta: Anita Głowacka (24).