Aleksandra Kossak działa na rzecz praworządności oraz grup dyskryminowanych. Była koordynatorką działań Obywateli RP w Katowicach oraz prezeską zarządu Stowarzyszania Tęczówka. Opowiada o swoich aktywistycznych doświadczeniach, o tym jakie widzi zmiany w społeczeństwie i dlaczego zawsze warto zabrać się do działania.
Możesz na początek przedstawić się, powiedzieć coś o swojej działalności?
Jestem aktywistką w temacie praworządności, sprzeciwu wobec bezkarności władzy i tego, w jaki sposób ona jej nadużywa. Bliskie mi są prawa poszczególnych grup mniejszościowych i problem zmian klimatycznych. Wszystkie te sprawy staram się wspierać od około 3 i pół roku wychodząc na ulicę. Aktywizm dzieje się po godzinach, pomiędzy życiem a pracą, bo na co dzień wychowuję dwójkę przedszkolaków i pracuję w handlu zagranicznym. Wydarzeniem, które sprawiło, że zaczęłam działać, było samospalenie Piotra Szczęsnego oraz protest dzielnych „14 kobiet z mostu” w drugiej połowie 2017 roku. Zrozumiałam, że nie da się nic zrobić pojedynczym aktami, to musi być ukonstytuowanie się społeczeństwa obywatelskiego. Doszło do mnie, że nie mogę siedzieć na kanapie i narzekać na to, co się dzieje i pomalutku zaczęłam działanie od Obywateli RP. Okazało się, że na Śląsku nie tyle można się do nich, co wystartować z nową grupą lokalną.. Stwierdziłam, że nawet jak zrobię coś nieumiejętnie, to i tak będzie to lepsze, niż nic.
Czytając twoje wypowiedzi w internecie, znalazłam zdanie, które bardzo mi się spodobało. Powiedziałaś, że „dopóki nie zaczniemy sami układać tego kraju, dopóty nie będzie on ułożony tak, jakbyśmy tego chcieli”. Urzekło mnie to swoją prostotą. Czy to jest twoja definicja aktywizmu? Oddolne konstruowanie społeczeństwa?
Absolutnie tak. Muszę zacząć od tego, że widzę ogromną zmianę. Na początku moich działań na Śląsku wszystko wyglądało inaczej, niż w Warszawie. Jak wyszłam na pierwszą Literiadę, to nikogo nie znałam. Było kilkanaście osób, poszliśmy na kawę, zaczęliśmy się poznawać i tak się wszystko zaczęło. Ja to widzę tak: jeżeli na przykład zauważam, że nie ma edukacji seksualnej w Polsce, mogę sobie o tym debatować, ale mogę też po prostu ją zacząć. Działanie nie obejmie całego kraju, ale jeżeli dzisiaj zacznę od jednych warsztatów, to okaże się, że już zmieniłam odrobinę rzeczywistość. Ja mogę zrobić coś źle, to nie musi być idealnie. Idealne jest wrogiem zrobionego. Róbmy dzisiaj, pomylmy się, ale za rok będziemy już w innym miejscu. Ważne jest też to, by zwiększać poziom świadomości wśród osób niezorientowanych. Ja pamiętam czasy, kiedy nie było np. OKO.press i każde udostępnienie jakiejś informacji było realnym zwiększaniem świadomości. Dzięki temu można było w ogóle zauważać pewne fakty, nazywać je. W mainstreamowych mediach tego nie było, dopiero ostatnio coś drgnęło.
Twoja perspektywa daje nadzieję.
Tak i to mnie buduje, ja widzę, że świat naprawdę się przesuwa i jesteśmy troszeczkę dalej. Jasne, nadal jest mnóstwo rzeczy do zrobienia. Dlatego tak ważne jest, żeby jak najwięcej ludzi dokładało swoje małe cegiełki. Wystarczy poświęcić chociaż godzinę w tygodniu na robienie dobra w jakimkolwiek obszarze, a przesuniemy świat do przodu.
Ludzie, którzy dopiero teraz dołączają do działań aktywistycznych, mogą nie zauważać tej perspektywy. Dopiero co zaczęliśmy masowo protestować, a już można usłyszeć głosy, że to nic nie daje.
Kiedyś to nawet nikt nie wiedział, co to za dziwaki wychodzą na ulicę i krzyczą. Jak pojechałam do Europarlamentu w lipcu 2018 roku, gdzie poznałam m.in. Martę Lempart, protestowaliśmy przeciwko kłamstwom naszego rządu. Chcieliśmy pokazać Europie co się u nas dzieje. I tam siedziałam w jakiejś kantynie po konferencji prasowej i puściły mi emocje: rozpłakałam się z bezsilności i frustracji. Zobaczyłam, że nasza sprawa jest dla ludzi w Strasburgu marginesem. Poczułam, że my nic tam nie zrobimy. A Marta na mnie spojrzała, uśmiechnęła się i powiedziała mi: „Ty, ale my już tu jesteśmy. Dziewczyno wiesz ile trzeba było czasu, żebyśmy tutaj dotarły?”Do wszystkiego potrzeba konsekwencji i uporu. A perspektywa czasu pokazuje, że warto.
To jest trudne, jak się widzi mało efektów. Bo my chcemy wszystko i najlepiej teraz.
Ale to nie jest mało. Ja też jestem wieloma rzeczami rozczarowana, ale jednocześnie jestem bardzo podbudowana październikiem 2020 i milionem osób na ulicach całej Polski. Kiedyś słyszało się o pojedynczych osobach stojących w ramach sprzeciwu w małych miastach i one wszystkie miały znaczenie, ponieważ tworzyły podwaliny pod kilkuset osobowe grupy strajkujących w miejscowościach, w których być może nigdy wcześniej żadnego strajku nie było. Tylko pytanie co my teraz z tym zrobimy? Ja wiem, że to może brzmieć frustrująco, że pewnie oczami wyobraźni widzimy kolejne 13 lat betonowania się ustroju autorytarnego jak na Białorusi i to jest jakaś możliwość. Ale być może uda się coś zmienić szybciej. Nikt nie wie. Myślę, że zmiana się wydarzy, tylko to zależy od nas, od tego, jaką zmianę będziemy wspierać każdego dnia swoimi drobnymi gestami.
Wszystkim narzekaczom i marudom mówisz: nie macie racji, jeszcze tam dojdziemy?
Ja mówię: macie rację o tyle, że rzeczywistość jest odzwierciedleniem waszych działań i zaniechań. To jest wyświechtany frazes – jeżeli chcecie zobaczyć zmianę, róbcie ją małym kroczkiem. Jak codziennie będziecie robić cokolwiek, to za 4 lata zobaczycie zmianę. Oczywiście ludzie mówią, że nie mają czasu i ja się zgadzam, tak często jest, że mamy go niewiele. Ja nie chcę komuś mówić, że musi uprawiać aktywizm na moją miarę, bo każdy robi to, co może. Twierdzę jednak, że zawsze można zrobić coś.
Czyli twoja definicja aktywizmu jest szeroka?
Ja po prostu uważam, że robię to, w czym się poczuję najlepiej. To, co dla mnie ma sens i wartość, absolutnie nie będzie dobre dla ciebie. Ktoś może nie chcieć wychodzić na ulicę i manifestować, bo niektórym nie jest wygodnie publicznie mówić o pewnych rzeczach i to też jest okej. Ale możesz przecież wesprzeć idee finansowo albo promować ciekawe wydarzenia i zachęcać do ich wspierania firmę, w której jesteś zatrudniony. Albo chociaż napisać do stowarzyszenia: robicie dobrą robotę, róbcie tak dalej. To już jest fajna rzecz. To mały gest, który potrafi zrobić dzień.
A co sądzisz o popularnym ostatnio aktywizmie internetowym? Kiedy ludzie niekoniecznie się angażują, ale masowo publikują treści, żeby pokazać, że są za jakąś sprawą. Z wielu stron pojawiają się głosy, że to nic nie znaczy, bo to są tylko zdjęcia na Instagramie.
Absolutnie tego nie krytykuję. Pomoc w informowaniu o wartościowych inicjatywach jest bardzo istotna. Z krytykowania jako takiego też powinniśmy się wyleczyć, jako społeczeństwo. Im więcej działasz, tym szybciej to postępuje. Ze mną było tak samo. Prawie wcale nie pracujemy zespołowo. Dlatego polecam każdemu wejście w struktury jakiejś organizacji. Wtedy mamy więcej szacunku do efektów pracy zbiorowej. Dzięki temu dużo rzadziej krytykujemy, bo działanie uwrażliwia, otwiera i uczy pokory dla tego, co robią inni, uświadamia, z jakimi mogą się mierzyć przeciwnościami. Musimy nieustannie edukować się wzajemnie, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto jeszcze nie wie, co to jest LGBT, czym są prawa reprodukcyjne kobiet lub dlaczego nieTrybunał Julii Przyłębskiej Trybunałem nie jest, mimo że powtarzaliśmy to tysiąc razy. A krytykującym poleciłabym po prostu zrobienie czegoś od siebie. Można krytykować wyjście na ulicę, udostępnianie postów, lajkowanie ich. Tylko ostatecznie te wszystkie czynności się łączą i dają nam zasięgi. Ja w ogóle jestem w szoku, że politycy nie wykorzystują energii drzemiącej w aktywistach. Połączenie sił, takich jak inicjatywa i świeże spojrzenie aktywistów z narzędziami i budżetem partii, mogłoby skutkować ciekawymi pomysłami.
Wydaje mi się, że to będzie kolejny krok.
Zgadza się, żałuję, że to nie było możliwe 3 lata temu. Natomiast już dzisiaj, po milionie osób na ulicy? Trzeba otworzyć pokłady myślenia o społeczeństwie, bo ono się zmieniło. Brakuje mi połączenia działań pomiędzy aktywistami i Parlamentarzystami, bo na razie my sobie, oni sobie. Już każdy robi dużo, ale jeszcze nie ma jedności, która stanowi o zwielokrotnieniu efektów.
Moim zdaniem ważne jest też, żeby osoby z tak szeroką perspektywą uświadamiały ludzi, bo rzeczywiście dużo się zmieniło. Wielu nie widzi jaką drogę przebyliśmy, bo nie wiedzą, jak było kiedyś.
Tak i wydaje im się, że dopiero teraz ludzie zaczęli być dyskryminowani i pałowani na ulicach. I tak na przykład mamy ogólnokrajową infolinię wspierającą aktywistów w zakresie wsparcia prawnego i psychologicznego nie dlatego, że to się uformowało w przeciągu tygodnia, ale dlatego, że przez ostatnie 6 lat ludzie są w ten sposób traktowani. Tylko że do tej pory była to bardzo powtarzalna grupa ludzi. Teraz to grono się rozszerza i wszyscy otwierają oczy. A to jest kilka lat pracy, ileś osób swoje wycierpiało, zostały o tej szóstej rano wyciągnięte z domu, były zastraszane. Masa pracy została wykonana, ale o tym nikt nie słyszał. Więc jeśli dzisiaj takie doniesienia pojawiają się w mediach mainstreamowych, to ja się uśmiecham, bo to znaczy, że już doszliśmy dalej.
Chciałabym jednak na koniec powrócić do tematu twojego aktywizmu. Pamiętasz swój pierwszy strajk, protest albo inne wydarzenie? Pierwsze uczucia związane z działaniem na ulicy, na którym poczułaś, że to jest to, co chcesz robić?
Pamiętam np. marzec 2018 jedno z pierwszych wydarzeń, które współorganizowałam. Sprzeciwialiśmy się przemarszowi ONR w Katowicach. Było tam kilkudziesięciu krzyczących mężczyzn z pochodniami. To było złowieszcze. Przyszło 11 kobiet i dwóch czy trzech mężczyzn. Poczułam potworny strach, bo na trasie stał jeden radiowóz. A tamci szli na nas wykrzykując nienawistne hasła. Naprawdę wszystko się mogło wydarzyć. Zobaczyłam przeciwko komu protestuję i wiedziałam, że muszę tam być. Po tym nabrałam więcej siły. Strach był, ale jednocześnie ogromna chęć wyrażenia braku mojej zgody na świat odarty z wartości.
Autorka tekstu: Aleksandra Lasota – wieczna studentka, niewinna czarodziejka, jeździ pociągami pod specjalnym nadzorem i często tańczy do deszczowej piosenki. Oprócz tego marzy o rzymskich wakacjach.
Zdjęcie w nagłówku: Katowice (06.05.1918), okolice Placu Sejmu Śląskiego, skuteczna blokada przemarszu nacjonalistów przez Katowice, fot. Grzegorz Krzysztofik.