Wulwa, srom, zewnętrzne narządy płciowe. Nie każdy je ogląda, nie każdy potrafi poprawnie nazwać. Ktoś spyta: czy to takie ważne? Pewnie zależy dla kogo. Czasem widzę w Internecie komentarze: „Od jeżdżenia na rowerze boli mnie pochwa” czy „Ten owoc wygląda jak wagina”? We mnie się wtedy wszystko buntuje, no bo jak często dłoń mylimy z ramieniem, a stopę z kolanem?

I ja nawet wiem, dlaczego tak się dzieje. Bo głowa, ramiona, kolana, palce, oczy, uszy, usta, nos są w dziecięcych wyliczankach, a o intymnych częściach mówi się jak o bezkształtnej masie: cipka, kuciapka, pusia czy jeszcze bardziej myląco: pupa. U mnie w domu była długo tylko “psipsia” i kiedy koleżanka w drugiej klasie podstawówki dostała okres, a inne szeptały, że leci jej krew z cipy, to nie miałam pojęcia, o co chodzi.

Bo przecież “srom” to po staropolsku wstyd, hańba. I chociaż chyba już nikt nie mówi, że “poniósł sromotną porażkę”, to o wargach sromowych wciąż mówi się ze wstydem. Dorosłe kobiety u ginekologa mówią: “piecze mnie tam na dole”. Wstydzą się tam zajrzeć, a jak już to zrobią, to zastanawiają się, czy ich wargi są normalne, bo przecież w filmach porno te wewnętrzne są prawie niewidoczne, cipki są jasne i gładkie, a u nich wargi mniejsze są większe, niesymetryczne i jakieś ciemne, włosy nieestetyczne, a po goleniu robią się bolesne krostki.

I tak, to normalne, że narządy płciowe mają ciemniejsze kolory, że mogą być niesymetryczne, że wewnętrzne wargi mogą być długie, że łoniaków może być dużo, a ich usuwanie bywa problematyczne. I dopóki te wargi i włosy nie uwierają w majtkach, dopóki nie bolą, nie pieką, tworząc fizyczny dyskomfort, to wszystko z nimi w porządku. Tylko że o tym nie usłyszymy w dziecinnych wyliczankach, o tym przeczytamy i zobaczymy, dopiero kiedy przełamiemy wstyd i porozmawiamy o tym z koleżankami lub zainteresujemy się ginekologią albo pozytywną seksualnością i zaczniemy obserwować Vulva Gallery w social mediach. Wtedy się okaże, że wow, wargi sromowe są takie różne, a włosy łonowe mogą być jasne, rude albo ciemne, twarde jak kolce jeża albo mięciutkie jak mech, proste albo kręcone!

Dlaczego jeszcze mnie irytuje, że wulwę nazywamy waginą? Bo kiedy już mówimy o seksualności kobiet to strasznie pochwocentrycznie. Bo w popkulturowych mitach penis w pochwie to koniec “dziewictwa”, to “dojrzałość” i niby przyjemność. Bo pochwa jest tym “magicznym” kanałem, przez który z ciała wychodzi “cud nowego życia”. Jeśli już ktoś zna jakąkolwiek medyczną, naukową nazwę narządów płciowych u kobiet, to zna właśnie pochwę. A przecież nie każda osoba posiadająca waginę odczuwa jakąkolwiek przyjemność z jej penetracji i nie każda chce kiedykolwiek urodzić dziecko, a nawet jeśli, to niekoniecznie chce, by wydostało się z niej przez pochwę. Pochwa wcale nie musi być najważniejsza i zwykle na co dzień wcale nie jest.

I jeszcze raz: dlaczego mnie to tak wkurwia? Bo sama jestem ofiarą tych wszystkich mitów i sama przeżyłam lata, wstydząc się swojej wulwy. A im dłużej żyję, tym bardziej widzę, że jest nas wiele. Wiele matek, które wstydzą się nazwać część ciała córki. Wiele córek, które wstydzą się dotknąć swojej cipki, podczas gdy koledzy potrafią bezwstydnie drapać się po jądrach. Wiele dziewczyn, które wstydzą się swojego “dziewictwa”, bo chociaż Freud już od dawna nie żyje, to wciąż żyje mit, że doświadczenie bycia penetrowaną sprawia, że jesteś już dojrzała i jakoś więcej warta. Wiele kobiet, które znoszą ból i pieczenie, wstydząc się iść do lekarza, bo przecież infekcje intymne mają tylko “puszczalskie szmaty”.

Przykro mi, że wciąż żyjemy w społeczeństwie, w którym naukowej wiedzy o własnym ciele trzeba mocno poszukać, żeby znaleźć, a przecież to powinno być w programie nauczania. Przykro mi, że wciąż trzeba o to walczyć, że mamy prawo uczyć wszystkie dzieci o ich własnym ciele i jego reakcjach. Przykro mi, że nawet w środowiskach bardziej otwartych nie odróżnia się wulwy od waginy, chociaż penisa od jąder tak łatwo.

Ale czekam cierpliwie, aż przyjdzie ten moment, że wstyd u większości minie. Chociaż wiem, że przyjdzie mi jeszcze poczekać długo.


Autorka tekstu: Joanna Lewicka – na co dzień pracuje w obsłudze klienta firmy sprzedającej środki higieny menstruacyjnej, po godzinach recenzuje gadżety erotyczne i pisze artykuły na ich temat, w weekendy studiuje Psychologię, od października Seksuologię. Lubi koty, leżenie, roślinki i jak jej chłopak gotuje pyszne dania. Jest prawdopodobnie jedną z niewielu osób, której bardzo podobała się kwarantanna. 
Instagram: @asia.lew

Autorka ilustracji: Małgo Pawlak (26) – kolażystka, graficzka, art directorka, producentka kampanii, fanka negroni. Przy tworzeniu najchętniej korzysta z błędów, przypadku i przesady. Mieszka i pracuje w Warszawie.
Instagram: @malgopawlak

Zdjęcia w kolażach: Karolina Jackowska @jackowska.karolina