Jest wiele dróg w fotografii, w dodatku większość solidnie już wydeptana. Ja, niezależnie od tego, ile razy w tę podróż z fotografią nie wyruszałam, to zawsze kończyłam w tym samym miejscu: przy człowieku. Jak to się stało, że nagle poczułam, że nie muszę już dalej szukać? Że skupiłam się na fotografowaniu kobiet? Może ma to jakiś związek z tym, że to mama nauczyła mnie robić zdjęcia?
Kiedyś bliska mi osoba opisała mnie jako feministyczną dokumentalistkę i bardzo mi się to spodobało. Trafiła w sedno, którego wcześniej sama nie umiałam określić.
Fotografuję kobiety i już dawno uparłam się, żeby robić to aparatem analogowym. Mam w domu aparat cyfrowy, ale czuję, że nie umiem nim robić zdjęć. Taka jest przynajmniej moja teoria, a jak jest naprawdę – nie wiadomo. W każdym razie mi podobają się tylko te zdjęcia, które utrwalam na kliszy. Inaczej patrzę i fotografuję, kiedy wiem, że ogranicza mnie światło, inaczej się wtedy czuję i uważniej podchodzę do kadrów – w końcu nie mam ich nieskończonej liczby.
Kiedy proponuję sesję, po prostu podchodzę do dziewczyny, zagaduję, mówię, że robię zdjęcia kobiet i otwarcie pytam, czy mi zapozuje. Czekam najczęściej na jakiś impuls, znak, że to ta właściwa osoba. Kieruję się pewną, niezrozumiałą nawet dla mnie, formą intuicji. A potem słyszę moje ulubione zdanie: „okej, dobrze, tylko, że ja nie umiem pozować”. To świetnie! Z tego wychodzą najlepsze zdjęcia.
Lubię myśleć, że potrafię stworzyć podczas sesji atmosferę, która pozwala kobietom odkryć nieznane im pokłady odwagi i samoakceptacji. Dużo rozmawiam, delikatnie badam granice tego, na co możemy sobie pozwolić. Zaglądam pod warstwy ubrań, które przykrywają nas na co dzień i chronią dostęp do naszych uczuć i obaw. Szukam naturalności. Odkrywam piękno różnych ciał. I chcę te różnorodne kształty, kolory, faktury ciał pokazać innym – szczególnie innym kobietom.
Czy problemem współczesnych kobiet jest to, że porównują się z „ideałami piękna” z Instagrama? Nie sądzę. O wiele większym problemem wydaje mi się to, że nie mamy szansy zobaczyć innych, realnych sylwetek na co dzień. My nawet z przyjaciółkami nie oglądamy się nawzajem, nie mówiąc już o naszych matkach czy babciach. Po prostu nie wiemy, jak wyglądają inne ciała. Chciałabym, żeby to się zmieniło.
Myślę, że polubiłybyśmy siebie bardziej, gdybyśmy po prostu doceniły to, że nasze ciało jest unikatowe. Może być grube, chude, wysokie, opalone, blade, owłosione. I nie musi, nie powinno być podobne do jakiegoś innego. Nasze ciało powinno być dla nas najlepsze, bo jest po prostu… nasze.
Autorka tekstu i zdjęć: Weronika (1990 r.) – mieszka i pracuje w Warszawie. Fotografią zajmuje się amatorsko, realizuje swoje projekty wykorzystując do tego głównie sprzęt analogowy. W swoich pracach skupia się na człowieku, stara się oddawać w swoich zdjęciach relacje pomiędzy autorem a fotografowanym i podkreślać naturalność swoich modeli. Brała udział w projekcie #tootiredwarsaw, wystawie zbiorowej Foto Open podczas Foto Art Festival w 2019 roku. Ostatnio jej zdjęcia stały się częścią zina fotograficznego wydanego przez Zoopark publishing; publikowane były również w magazynie Replika, z którym obecnie realizuje projekt Moje Ciało Queer, poświęcony cielesności osób niebinarnych i identyfikujących się jako kobiety.
Instagram: @wer_ka_n