Lubię stawać popołudniami we francuskim oknie mojego bloku, które funkcjonuje jako jedna wielka symulacja miejskiego balkonu i patrzeć. Przed siebie – na drzewa, przez liście – na ludzi. Słuchać dzieci, które biegają po obszernym, naznaczonym przez czas boisku i krzyczą. Krzyczą głośno, żeby podać, żeby się gonić, żeby spadać, bo jesteś idiotą. Dzieci, na które inni krzyczą, że mają wracać do domu – wczesne lata dwutysięczne w chwilowym, głośnym rozkwicie.

Lubię chodzić po klatce w wyciągniętym swetrze, krótkich spodenkach i w skarpetkach, w gumowych klapkach. Lubię mijać sąsiadów i zastanawiać się, czy będą to ci z gatunku przemykających obok bezszelestnie, ze wzrokiem wbitym w kasetony lub linoleum, czy ci, których widzę po raz pierwszy, lecz witają się serdecznie, przedstawiają psa, który kręci się między nogami, przedstawiają kota, który się nie kręci, bo siedzi w domu. Pytają, czy “Pani to tak nie zimno?”, bo im to się szybko robi chłodno, może już taki wiek, a może po prostu pogoda brzydka – nie wiadomo. Lubię jechać windą i spotykać w niej starszych ludzi ze starymi zwierzętami, którzy zjeżdżają na dół pogrążeni w swoich starszych myślach. Ciężko wzdychają, trzęsą im się ręce, a mi trudno oderwać wzrok.

Lubię też, kiedy winda nie działa, kiedy trzeba zejść na dół schodami, na których unosi się duszący zapach zsypu na śmieci. Kiedy schodzę na dół, słysząc tylko swój, coraz cięższy oddech i klapki, które uderzają miarowo o betonowe schody. Kiedy między drugim a trzecim piętrem mijam otyłą sąsiadkę, która zwykle siedzi na posadzce i pali mocne papierosy. Raczy mnie zawsze badawczym spojrzeniem, jakby oceniała, czy zwrócę jej uwagę. Nie zwracam.

Lubię mijać na parterze panią ochroniarkę, która rozwiązuje krzyżówki, słucha radia Pogoda i zawsze odpowiada “dzień dobry”. Lubię kupować w kiosku na dole i czuć zapach dymu papierosowego, który na stałe połączył się tam z zapachem druku.

Kiedy wracam na górę, do ciasnego mieszkania, lubię to, że znam w nim każdy kąt. Lubię to, że wszystko pozostaje niezmienne, że chociaż wszystko dookoła żyje, rusza się, idzie do przodu, stoi, cofa się, mogę obserwować płynne-znajome i płynne-nieznajome. Że mogę znów podejść do okna, otworzyć je szeroko na ciemną, gęstą noc i znowu patrzeć. Na młodzież, która zajęła miejsce dzieci, siedząc na boisku, słuchając muzyki z telefonu, na rozświetlone okna bloku naprzeciwko – na zimne, ciepłe światło i ruszające się w tych kwadratach postaci. Każde ze swoim życiem, ze swoimi problemami. W ruchu.

________________________________________

Autorka tekstu: Karolina Reszkowska (25) – anglistka i kulturoznawczyni. Członkini równościowego koła naukowego MyGender. Fascynuje się kulturą czasów transformacji, blokowiskami oraz antropologią codzienności i zwykłego życia.

Autorka ilustracji: Weronika Reroń (26) – robi ilustracje, plakaty, okładki do książek i albumów muzycznych oraz notatki rysunkowe na żywo (graphic recording). Studiowała architekturę na Politechnice Warszawskiej. Lubi czytać dobrze zaprojektowane książki, jeździć na rowerze i angażować się w ciekawe inicjatywy. Facebook.com/weronikareron.ilustracje/ instagram.com/wero.rero/ weronikareron.pl