Miejsc w ciele jest mnóstwo. Czy liczyć te wyłącznie na zewnątrz, czy także te w środku? Jedne są użyteczne bardziej, a inne mniej (lub wątpliwie – kto zna koszmar usuwania niepotrzebnych ósemek, które zajęły złe miejsce?). Niektóre miejsca mogą być zapomniane na wiele lat –  traktujemy je jak oczywistość, więc nie poświęcamy im uwagi. Przypominamy sobie o tym, jak są ważne, kiedy bolą przez wiele godzin, żeby potem po prostu przestać. O tak, wtedy odczuwamy ulgę, wszystko jest już w porządku i możemy wracać do rzeczywistości.

Siano w głowie, węzeł w brzuchu

Przykładowo, podobno głowa jest miejscem, gdzie skupiają się wszystkie uczucia. Ciężka głowa – od trosk, mocna głowa – w sumie nie wiadomo od czego. Oprócz tego bywa określana jako coś niezbyt pozytywnego – „ma siano w głowie” – lub coś, czym można się pochwalić – „ta to ma łeb”; „ten to ma mocną głowę”.

Głowa okazuje się być częściej używana jako skupisko emocji i wytrzymałości niż przykładowo żuchwa czy brzuch.

Ten drugi coraz częściej bywa symbolem miejsca, w którym mogą odzywać się problemy. „Brzuch Cię boli? – Tak, ale nie jadłam nic ciężkostrawnego. – A może zbliża Ci się okres?”. Takie rozmowy między kobietami toczą się miliony razy. Podbrzusze traktowane jest jako miejsce kobiecych bolączek i skumulowania kiepskiego nastroju (oczywiście według sugestii innych). Dzięki niemu łatwiej wyjaśnić, co się dzieje, gdy kobieta ma gorszy humor lub jest podirytowana.

Brzuch to także miejsce, w którym odczuwamy efekt stresu czy innych negatywnych emocji. Wrażenie zaciśniętego węzła, który uniemożliwia spokojny oddech. Niechęć do jedzenia. To wszystko dzieje się w brzuchu, a on próbuje pokazać, że coś tu nie gra.

Supeł jest nieprzyjemny i pokazuje jakąś słabość, do której trzeba dotrzeć. O ile chce się traktować swoje ciało dobrze.

Co najczęściej dzieje się w brzuchu? Gdy dorastałam najczęściej słyszałam, że fruwają w nim motylki, co jest oznaką zakochania. Dopiero później nauczyłam się słuchać swojego ciała i odczytywać też te negatywne sygnały, które sprawiają, że czuję ucisk w brzuchu. Starałam się zrozumieć z czego to wynika.

Miejsca w ciele zawłaszczone są przez język, co w ostatnich latach jest szczególnie widoczne. Czy nasze ciało to miejsce publiczne, czy jeszcze prywatne? Popularność takich haseł jak “moje ciało, moja sprawa” mówi samo za siebie. Inna rzecz, że wielkie marki często wykorzystują te hasła do zwiększenia sprzedaży ubrań czy gadżetów (które nosimy przecież na swoich ciałach). Czy w takim razie ciało zawsze było, jest i będzie polityczne? Niestety, chyba łatwo odpowiedzieć na to pytanie.

Co z tym ciałem?

Bo „ciało to świątynia”. Czy ten tekst w ogóle bywa traktowany poważnie? Czy jednak to miejsce ma prawo na słabości? Czy bardziej traktuje się jako rzecz do wiecznego poprawiania, odchudzania, zmieniania? Czy łatwiej jest posłuchać swojego ciała, czy może tego, co mówią media o ciele?

Nie znajdę zbyt wielu informacji o stresie w brzuchu wśród billboardów, za to mogę bez problemu zobaczyć, jak pofarbować swoje włosy, schudnąć czy pozbyć się owłosienia.

Reklamy mówią, że ciało jako miejsce ma być ładne, estetyczne i szczupłe. I nawet jeśli gdzieś przejawia się coraz większy opór wobec takiego traktowania ciała i tak do tego daleka droga.

Te straszne szczęki

Na podstawie swoich doświadczeń mogę powiedzieć, że żuchwa okazała się dla mnie nietypowym intymnym miejscem – intymnym w sensie psychicznym. Okazało się, że niewyjawiona złość odkładała się latami w mojej szczęce, aż w końcu, przy pomocy psychoterapii, powoli zaczęła dawać o sobie znać.

“Boli Cię żuchwa, to idź do dentysty, bo pewnie wypadła ci plomba!” Oczywiście, że do dentysty warto chodzić regularnie, by zadbać o zęby – jedno z miejsc naszej kostnej świątyni. Ale czasem okazuje się, że to nie wystarcza. Złość zbierana i chomikowana latami potrafi zagnieździć się w tym miejscu bardzo dobrze, do momentu aż nie zacznie wychodzić, lecząc dodatkowo nasze ciało z toksycznych emocji.

Ciało jako miejsce nosi w sobie mnóstwo rzeczy – tych dobrych i złych. Od każdego zależy, co z nimi będzie robić. Czy potraktuje swoje ciało jako miejsce do rywalizacji z innymi ciałami, czy pozwoli mu odpocząć, czy da mu czas żeby swoimi objawami pokazało coś ważnego. Czy da się pogodzić to, co mówi głowa z tym co mówi reszta ciała? I czy w tym miejscu da się zbudować jakąś świątynie, skoro niby tak jest określane? Pytanie, czy zamiast świątyni nie lepiej zacząć od budowania chaty…

________________________________

Autorka tekstu: Małgorzata Rybak (26, mentalnie 53) – próbuje skończyć kulturoznawstwo. Z zawodu księgarz, publikowała w „Ha-arcie” oraz na queer.pl. Uważa, że jest jak polityk – dużo mówi, a wciąż za mało robi.

Autorka ilustracji: mad_corbeau tak naprawdę ma na imię Magdalena. Wychodzenie poza strefę komfortu jest u niej normą. Uwielbia odkrywać coś oczywistego tam gdzie byśmy się tego najmniej spodziewali. Studiowała komunikacje wizerunkową o specjalizacji branding w Polsce, Grecji i Francji. i teraz pracuje jako grafik. Zajmuje się kolażem, który jest bardzo wdzięczną formą łączenia różnych elementów w spójna całość. Podróżniczka, projektantka, wegetarianka, poznawaczka ludzi. Na jej liście znajduje się blisko 40 odwiedzonych krajów, 100 razy tyle dobrych dusz i 1000 razy tyle wspomnień i inspiracji, które mają swoje odbicie w jej pracach.
Facebook: @madcorbeau
Instagram: @mad_corbeau