Idzie lato i w związku z tym od początku wiosny jesteśmy bombardowane różnego rodzaju komunikatami, których treść sprowadza się głównie do tego, że trzeba zdążyć do lata z chudnięciem czy opalaniem i mieć beach-ready body*. Nieważne, jak bardzo jesteśmy świadome, inteligentne i odporne na krytykę, i tak podświadomie to chłoniemy i trzymamy gdzieś na zapleczu mózgu.
W Internecie roi się od ciałopozytywnych** przekazów, zdjęć i reklam, które mają uświadomić kobietom, że wszystkie są mądre, piękne i silne. Ostatnio nawet Axe stworzyło reklamę skierowaną do chłopaków – jest w niej mowa o tym, co wypada „prawdziwemu mężczyźnie”. Oglądasz, zachwycasz się, a potem wracasz do rzeczywistości i zauważasz, że tak naprawdę nic się nie zmieniło, a bodyshaming nadal ma się świetnie. Otwierasz czasopismo dla kobiet, a pięć stron za artykułem o akceptacji swojego ciała widzisz reklamę środka na odchudzanie. O tempora, o mores!
Kilka dni temu natknęłam się na zdjęcia Kingi Dudy z balu połowinkowego. Ustalmy to na początku – opinie na temat poczynań jej taty zostawiamy dla siebie, bo to nie artykuł polityczny. Polityka jest tylko źródłem nieporozumień i podziałów. Wspomniane zdjęcie stało się pretekstem do kpin. „Czy to manekin? Czy to Gandalf Biały? Czy to kameleon, który próbuje zlać się ze ścianką? A może albinos w czerwonej sukience? Nie, to Kinga Duda na połowinkach UJ” albo „Ciało blade, nieprzyjemne, szkoda mi jej, ma przerąbane” to tylko niektóre z komentarzy. Pomyślałam sobie: „Hej, komu przeszkadza odcień jej skóry?”, ale zorientowałam się, że cóż, widocznie komuś przeszkadza. Większości z nas zdarzyła się sytuacja, w której ktoś postanowił nas łaskawie poinformować o tym, że nie jesteśmy w jego guście.
Skłoniło mnie to do pewnej refleksji na temat tego, że jakkolwiek nie starałybyśmy się dopasować do obowiązujących kanonów piękna, to i tak trafi się ktoś, kto znajdzie powód do krytyki. W takim razie po co to wszystko? Może lepiej byłoby włożyć ten wysiłek w coś innego. Na przykład w to, żeby podobać się przede wszystkim sobie.
Zauważyłam, że mówienie o akceptacji swojej cielesności najłatwiej przychodzi tym, którzy raczej nie odbiegają od oczekiwanych standardów estetycznych. To mało wiarygodne. Może zacznę od opowiedzenia trochę o sobie, bo nie uważam, żebym zaliczała się do tej grupy. Też jestem bardzo blada i nie raz usłyszałam słowa „wyszłoby ci na zdrowie, gdybyś poleżała trochę na słonku” albo „jak opalisz nogi, to będą wyglądać na trochę szczuplejsze”. Mam duży biust, a jego jedynym plusem jest to, że latem moje stopy mają cień. Nie jestem szczególnie chuda, ale nie jestem też plus size, można mnie przyporządkować do kategorii „widać, że lubi jeść makaron”.
Piszę ten artykuł, żeby Ci powiedzieć, że wszyscy jesteśmy piękni i że próby dopasowania się do czyichś wymagań to strata czasu. Jeśli podobasz się sobie, nie masz co przejmować się zdaniem innych. Okej, napisałam, ale Ty dalej tego nie czujesz? Może przekona Cię kilka moich sposobów. Spokojnie, to nic w stylu „podejdź do lustra i powiedz, że kochasz siebie”.
Najlepiej pozbyć się nawyku porównywania się i oceniania innych. Wiem, że to trudne i łatwiej jest o tym mówić niż to zrobić, ale warto zacząć właśnie od tego. Pomaga też zakończenie toksycznych relacji, odcięcie się od krytykujących ludzi i otaczanie się tymi, którzy wspierają. Gorzej, jeśli chodzi o tych naprawdę bliskich – raczej powinni wiedzieć, że ich słowa sprawiają Ci przykrość. Jeżeli coś pogłębia Twoje kompleksy i powoduje, że czujesz się nieszczęśliwa, zerwij z tym. Mówię tu na przykład o mediach społecznościowych, które są często bagatelizowane, a których rola w dzisiejszych czasach jest przeogromna. Niektórzy uważają je za świetny sposób na wyrażenie siebie, z kolei innych one dołują. Sama zdecyduj, którą opinię podzielasz.
Karm swoje ciało dobrymi rzeczami, a umysł pozytywnym przekazem. Dbaj o to, by było zdrowe i nie zapominaj o lekarzu (wizyty u ginekologa są arcyważne!). Ćwiczenia? Nie zmuszaj się do nich, jeśli nie masz na nie ochoty. Ćwicz, jeśli sprawia Ci to przyjemność albo chcesz w ten sposób pracować nad swoim ciałem. Jeśli chodzi o makijaż, na początek małe przypomnienie – niektórzy nadal myślą, że kobiety malują się, żeby podobać się mężczyznom. Uświadamiam: to bzdura. Jeżeli makijaż sprawia, że czujesz się pewniej i piękniej, to nie ma powodów, żeby z niego rezygnować.
I najważniejsza rada – zapytaj siebie, czy istnieje jakiś powód, dla którego warto byłoby nadal mieć swoje kompleksy. Szukanie odpowiedzi na to pytanie może Ci zająć dłuższą chwilę. Najprawdopodobniej dlatego, że taki powód nie istnieje. Płynie z tego taki wniosek, że kiedy pozbędziesz się niechęci do swojego ciała, poczujesz się lżej. I to bez żadnej diety.
Ilu ludzi, tyle gustów – nie ma czasu, żeby je wszystkie zaspokoić. Zacznij walkę z narzucanymi standardami od pokochania siebie. I błyszcz – pamiętasz przecież nazwę tej strony!
*billboard z tymi słowami (i panią w bikini obok) pojawił się w londyńskim metrze w 2015 roku. Reklama została uznana za szkodliwą i zakazana przez burmistrza Londynu Sadiqa Khana.
**ciałopozytywność to słowo, które wymyśliłam jako polski odpowiednik body positivity. Jestem polonistką, rozumiem anglicyzmy, ale też staram się używać języka ojczystego tam, gdzie to tylko możliwe.
autorka tekstu: Basia Polakowska (22) – studentka polonistyki redaktorsko-wydawniczej na UW, blogerka, miłośniczka lumpeksów, prognozowania trendów i japońskiego popu z lat 90. W przyszłości chce założyć artystyczne czasopismo i sklep internetowy z wyselekcjonowanymi ciuchami z drugiej ręki. Obecnie pisze pracę licencjacką z językoznawstwa i wszystkim się zamartwia. (polakowska.blogspot.com, instagram: @barbarapolakowska)
autorka ilustracji: Kamila Król („Pigeon”) – studiowała ilustrację w Cardiffie i tam w tej chwili mieszka. Kolekcjonuje obserwacje i fantazje i stara się przelać je na papier, po drodze wypijając litry kawy i robiąc przerwy na spacery tam, gdzie zielono. pigeonmakesart.co.uk