„Nie czuję się wystarczająca”, „nie czuję, że robię dość dużo”, „czegokolwiek nie zrobię, świadomość galopujących potrzeb i pogłębiającego się kryzysu mnie przytłacza”. Brzmi znajomo? Dla nas – dla grupy aktywistek i aktywistów z Polski, Mołdawii, Niemiec, Białorusi i Wielkiej Brytanii – tak. Choć na co dzień działamy w różnych miejscach i w nieco innych branżach, nasze doświadczenia okazują się wspólne.
dr Julian Czurko: Punktem wyjścia naszej rozmowy jest trenerski tygodniowy wyjazd szkoleniowy, na który zaprosiła mnie Galicyjska Fundacja Rozwój i Edukacja. Nasza grupa spotkała się w Villa Fohrde – miejscu spotkań niedaleko Berlina, prowadzonym przez NGO o tej samej nazwie. Wspólnym celem był rozwój kompetencji aktywistycznych w obszarze zrównoważonego rozwoju. Tak wiele nas łączyło, a jednocześnie tyle różniło: szerokie spektrum wieku, inne doświadczenia w pracy z grupami czy życie w różnorodnych kontekstach socjo-eko-politycznych.
Jednym z najmocniejszych tematów, jaki został podniesiony, była nadzieja. Pojawiła się trochę na marginesie głównego nurtu rozważań, jakimi były Cele Zrównoważonego Rozwoju. Propozycję skierowania uwagi na ten obszar złożyła para trenerska z berlińskiego kolektywu Kippunkte. Okazało się, że choć większość osób upatruje w nadziei korzeni swojego aktywizmu, to bardzo trudno jest ją jednoznacznie zdefiniować. Zaczęły_liśmy zastanawiać się, jakiego rodzaju w ogóle jest zjawiskiem. Emocją? Postawą? A może pewną intelektualną analizą tego, co możliwe i postawieniem zakładu, że właśnie tak będzie?
Agnieszka Biela: Pamiętam, jak temat nadziei ożył w środowisku feministycznym w momencie zmiany władzy w Polsce w 2015 roku. To był czas wielkich obaw i zastanawiania się nad tym, jakie będą możliwości dalszych działań na rzecz równości w naszym kraju. Wiele osób czuło wtedy, że ich nadzieja na lepszy świat przygasa, że czegokolwiek nie zrobią, o zmianę będzie niezwykle trudno.
Zwróciłam wtedy uwagę na to, że o beznadziei rozmawiało się nam dużo łatwiej niż o nadziei. Poczucie beznadziejności zdawało się też dużo łatwiej zarażać.
Szybciej można było przywołać argumenty za pozostaniem w stanie beznadziejności, były one jakoś bardziej uchwytne i na poziomie emocji, i umysłu. Co więcej, dawały głębsze poczucie wspólnoty. Sam zresztą opowiadasz, że na spotkaniu w Villa Fohrde to właśnie temat bycia „nie dość” i braku poczucia dostatecznego wpływu na rzeczywistość, okazał się najbardziej jednoczący. Ludzie rzadko spotykają się, żeby otwarcie celebrować nadzieję na coś, częściej zdarza im się łączyć w poczuciu jej braku.

Julian: Być może powodem jest to, że nadzieję można różnorodnie definiować. Przy bliższym oglądzie okazuje się pojęciem-workiem, w którym mieszczą się zarówno emocje, motywacje, jak i analiza oraz ocena sytuacji, a także różne postawy. Być może dlatego wyzwaniem jest stworzenie wspólnoty wokół pozytywnego znaczenia nadziei, gdyż pod wspólną etykietą kryją się zupełnie różne doświadczenia.
Agnieszka: Tak, ta trudność w zdefiniowaniu nadziei jest dla niej bardzo charakterystyczna. Mam wrażenie, że pokazuje tutaj swoją dwojaką naturę. Z jednej strony jest czymś oczywistym i naturalnym jak oddychanie. Każda osoba żyje przecież taką przezroczystą nadzieją na coś: choćby na to, że jutro będzie kolejny dzień, że obudzimy się rano, pójdziemy na jogę, zjemy smaczny obiad. Dopiero kiedy znika, dostrzegamy i nazywamy jej brak.
Z drugiej strony – w takich warunkach nadzieja staje się czymś kruchym, a jednocześnie odsłaniającym. Nie wiemy, jak ją zbudować, jak przywołać towarzyszące jej emocje. Nie mamy do tego narzędzi – ani na poziomie indywidualnym, ani społecznym. Przywrócenie utraconej nadziei wymaga od nas dużo pracy poznawczej i emocjonalnego wysiłku. Co więcej, otwarte przeżywanie jej w sytuacji, która dla innych jest bez wyjścia, często ustawia nas w pozycji odmieńca. Do tego poczucie sprawstwa, jakie łączy się z nadzieją, przy braku poczucia sprawstwa u innych osób, składa na nasze barki dużą odpowiedzialność. Myślę, że to dlatego temat ten jest tak ważny w środowiskach aktywistycznych. Będąc takimi „odmieńcami”, obciążonymi odpowiedzialnością „w zastępstwie” za całą społeczność, łatwo tracimy z oczu to, że już i tak robimy więcej, niż należy do jednej osoby.
A że jedna osoba nie może zmienić tyle, ile mogłaby cała społeczność, to budujemy w sobie przekonanie, że robimy ciągle za mało.
Michał Maciejak: Bardzo mi blisko do tego, o czym mówicie. Dodałbym jeszcze jeden typ zachowań, który w środowisku aktywistycznym robi ogromne spustoszenie. Mam na myśli zachowania i przekonania typu: „będzie dobrze”. Myśli napędzające się złudzeniami, które pozwalają wierzyć w to, że „jakoś to będzie”, los się musi przecież jeszcze odmienić i przyjdą lepsze czasy. A my nic nie musimy w tym kierunku robić, wystarczy usiąść, poczekać, popłakać, pomedytować, afirmować, bardzo chcieć i zwizualizować sobie sukces. Często się zastanawiam, czy mówić już tutaj o „syndromie fałszywej nadziei” (Marlatt, Gordon, 1985), czy tylko o nieużytecznych działaniach.
Samo posiadanie nadziei, jak ogromna ona by nie była, nie sprawi, że działania, które nie przynoszą korzyści lub przynoszą nam tylko chwilową ulgę, przybliżą nas do zamierzonego celu. Pokuszę się o stwierdzenie, że wręcz przeciwnie.
Julian: Na warsztatach odnosiły_liśmy się do koncepcji pięciu typów nadziei wg Darrena Webba. To, o czym mówisz, zawarte jest w pojęciu „nadziei cierpliwej”, która zakłada z góry, że będzie dobrze, daje poczucie bezpieczeństwa, ale nie pcha do żadnego działania. Przeciwnie, pozwala lepiej się czuć z własną biernością. Mam wrażenie, że to nie jest problem wyłącznie osób związanych z aktywizmem, choć tu może być bardziej szkodliwy dla angażowania się.
Agnieszka: Bardzo ciekawą dla mnie perspektywę na takie rozumienie nadziei wniósł na jednym ze spotkań dla psychoterapeutek_ów Yoav Geva, izraelski specjalista w zakresie wspierania osób doświadczających traumy wojennej. Powiedział on, że dla osób, które mają takie doświadczenie, bardzo ważne jest danie im nadziei. Wzbudziło to konsternację i pytania o to, jak to zrobić. No bo kto powiedziałby osobie uciekającej przed wojną, że „będzie dobrze”? Kto miałby odwagę składać taką obietnicę?
Tymczasem dawanie nadziei okazało się czymś zupełnie innym. U osób, które doświadczają braku nadziei, następuje swego rodzaju zawężenie pola widzenia: mają tylko jeden czarny scenariusz przyszłości. Danie im nadziei nie polega na zastąpieniu tego scenariusza pozytywnym, lecz na pokazaniu, że scenariuszy dalszego rozwoju wydarzeń może być kilka. I że osoby te mogą wpływać na to, która z możliwości będzie miała większe szanse na realizację. Tylko tyle i aż tyle.

Julian: Na warsztacie rozważaliśmy też relację między nadzieją a przywilejem. Kontekstem była diagnoza, według której ludzie mieszkający na globalnej Północy często doświadczają nadziei oraz wyrzutów sumienia, podczas gdy osoby z Południa borykają się przede wszystkim ze złością i strachem.
Zaledwie kilka dni później w moje ręce wpadł artykuł Krzysztofa Katkowskiego Wypaleni dwudziestoletni? Czemu mało kto ma jeszcze siłę, żeby zmieniać świat. Autor przytacza tam sytuację, gdy w czasie pandemii działania Młodzieżowego Strajku Klimatycznego przeniosły się do sieci. Stworzyło to szansę na spotkanie się osób aktywistycznych z Północy i Południa, co doprowadziło do polaryzacji stanowisk i pojawienia się konfliktów. Nadzieje i obawy dotyczące przyszłości zderzyły się z problemami, które występują tu-i-teraz: walkami o zasoby, migracjami, rasizmem, ponoszeniem konsekwencji kolonializmu.
Te refleksje sprawiły, że zwróciłem większą uwagę na to, za co odpowiadają wspomniane emocje. Strach i gniew pojawiają się w obliczu bezpośrednich zagrożeń, są natychmiastową reakcją na to, co dzieje się w rzeczywistości. W tym kontekście nadzieja i poczucie winy są wywoływane raczej przez rozmyślania na temat przeszłości i przyszłości, a nie przez konfrontację z wydarzeniami. Zakładają pewien dystans, który w porównaniu z pierwszą sytuacją sam w sobie jest przywilejem.
Agnieszka: Ten wątek dobrze naświetla globalna dyskusja wokół pojawienia się wśród młodego pokolenia zjawiska tzw. „depresji klimatycznej”. Osoby, które uważają, że doświadczają tego zjawiska, mówią o silnym przeżywaniu smutku, lęku i poczucia rezygnacji w związku z zachodzącymi zmianami klimatu. Nie jest to jednostka psychopatologiczna, ujęta w jakiejkolwiek klasyfikacji medycznej. Choć objawy czasem przypominają symptomy traumy lub zaburzeń depresyjno-lękowych, to „depresja klimatyczna” wydaje się raczej racjonalną reakcją na to, co dzieje się w rzeczywistym świecie. Pojawia się jednak pytanie: w czyim świecie?
Otóż osoby zamieszkujące na globalnym Południu zaczęły mocno krytykować pojęcie „depresji klimatycznej”, zwracając uwagę na to, że mogą jej doświadczać tylko uprzywilejowane osoby, dla których kryzys klimatyczny nadal jest wizją przyszłości, a nie realnym, aktualnym doświadczeniem. T
o dobrze pokazuje ten stanowiący przywilej dystans, o którym, Julianie, wspominałeś. Poczucie rezygnacji, smutek, lęk – to emocje i przekonania osadzone w przeszłości lub przyszłości. Osób, które mierzą się z dramatycznymi konsekwencjami kryzysu klimatycznego „tu i teraz”, nie stać na komfort ich przeżywania. Muszą się skupiać na przetrwaniu.
Co ciekawe, badania prowadzone nad zjawiskiem „depresji klimatycznej” przez Magdalenę Budziszewską i Weronikę Kałwak pokazują, że dla osób identyfikujących się z tym pojęciem bardzo istotne jest poczucie wspólnotowości, którą ono daje. Przeżywanie „depresji klimatycznej”, tego szczególnego rodzaju braku nadziei, daje tym ludziom szansę na pozbycie się poczucia odosobnienia i uznania przez wspólnotę ich lęku i smutku. Czyli znowu – łatwiej przeżywać wspólnie brak nadziei niż nadzieję. Pozostaje otwartym pytanie o to, na ile takie poczucie wspólnotowości będzie utrudniać realizację wspólnego przecież celu i Północy, i Południa: wyhamowania katastrofalnych zmian klimatu.
Michał: Tak, i… Wcześniej mówiliśmy o przywilejach i z jednej strony myślę, że nie mogę nikomu dać więcej, niż sam mam, a z drugiej: „nie mój dom stoi w ogniu”. Bardzo ważną częścią działań aktywistycznych wydaje mi się rozwijanie przekonań dotyczących kontroli i zniekształceń poznawczych, na przykład nad zmianą dychotomicznego myślenia: wszystko albo nic. Czy nasz aktywizm będzie wystarczająco dobry, gdy „zrobię tylko”? A jeżeli nie, to co to mówi o mnie? Czy w ogóle coś mówi?
Czy kiedy prowadzimy warsztaty antyprzemocowe, będą one wystarczająco dobre, gdy skonfrontujemy chłopaków z ich emocjami, a oni poczują, że emocje nie są takie straszne i nauczą się o nich mówić? Nie wiem. Dla mnie najważniejszym kierunkiem w pracy z drugim człowiekiem jest pokora, bo nie znam jego drogi. „A to, że ktoś ma gorzej ode mnie, nie znaczy, że mi jest dobrze” – cytując jednego z uczestników warsztatów.

Julian: To, o czym mówisz, naprowadza mnie na jeszcze jeden wniosek. Poczucie „niewystarczalności”, ogromne oczekiwania wobec siebie i myślenie o aktywizmie w kategoriach jak największej wydajności, bardzo mocno kojarzą mi się z myśleniem w kategoriach kapitalistycznych. Przy tym sytuacja osób aktywistycznych wydaje mi się trudniejsza od sytuacji „zwykłych” pracownic_ników.
Jeżeli ktoś pracujący dla firmy wchodzi w system mierzenia i zwiększania wydajności, może to zrównoważyć dystansem do pracy lub korzystaniem z programów wellness. A jeśli nie ma takich możliwości, to przynajmniej wie, że robi to dla pieniędzy – dających utrzymanie, bezpieczeństwo, poczucie stabilności.
W aktywizmie taka sytuacja może być dużo trudniejsza: trudno złapać dystans, skoro w działania wkłada się swoje serce, albo wręcz buduje się na nich część swojej tożsamości.
A do tego jeszcze ma się świadomość, że stawką nie jest abstrakcyjny zysk dla firmy na koniec kwartału, ale to, czy jako ludzkość nie doświadczymy w pełni grozy katastrofy klimatycznej. To nie jest stres, który można uśmierzyć wyjściem na siłownię czy owocowym czwartkiem.
Dlatego stawiam sobie pytanie: czy w ramach działań, które są często wymierzone w kapitalizm i konsumpcjonizm, jako środowisko aktywistyczne, nie zaczynamy stawać się ucieleśnieniem krytykowanego przez nas systemu? A jeśli tak, to jak należałoby zmienić nastawienie i praktyki?
Agnieszka: Tak, warto też zauważyć, że praca aktywistyczna jest bardzo często słabo opłacana: albo stawki wynagrodzenia są małe, albo aktywizm opiera się na wolontariacie, albo w specyficzny, niejawny sposób na wyzysku. Większość z nas zna takie sytuacje: realizujemy projekt, niby mamy określone zadania i stawkę, ale jedno za drugim pojawiają się zlecenia, które „trzeba zrobić dla dobra projektu”: po godzinach, poza swoim standardowym harmonogramem. Ponieważ utożsamiamy się z celem, to bierzemy najpierw jedno takie zadanie, potem drugie, trzecie… aż nagle realizujemy na rzecz organizacji kilka-kilkanaście nadgodzin tygodniowo, bezpłatnie. Z kapitalistycznego punktu widzenia osoby aktywistyczne stają się w ten sposób pracownikami doskonałymi.
Julian: Dodam też, że kiedy satysfakcja finansowa spada tak szybko, jak wzrasta poczucie misyjności, może dojść do sytuacji, gdy wynagrodzenie za działania społeczne budzi poczucie winy. Przez innych bywa nawet traktowane jak zdrada „sprawy” czy „trzeciego sektora”. I znów nadzieja, jako mało kaloryczne paliwo, spotyka się ze wstydem.
Chciałbym, abyśmy jako społeczność aktywistyczna podnosiły_li kwestię opierania naszych sposobów działania, na ile to możliwe, na zewnątrz modelu kapitalistycznego i konsumpcjonistycznego. Myślę, że warto społecznościowo przemyśleć wartości i reguły współdziałania, żeby nie odtwarzać krzywdzących nas relacji władzy oraz przemocy. Tak, by nadzieja była motywująca, zwiększająca skuteczność, a nie funkcjonowała jak miejscowe znieczulenie, odwracające uwagę od nadużyć. I żeby zmieniać poczucie winy w poczucie odpowiedzialności, a w efekcie – realnego wpływu.
Tekst: Agnieszka Biela – psycholożka, psychoedukatorka, trenerka treningu interpersonalnego, certyfikowana trenerka WenDo, terapeutka. Feministka i aktywistka, działała m.in. w ruchu na rzecz przeciwdziałania molestowaniu w przestrzeni publicznej Hollaback! Polska. Od 15 lat pracuje z grupami ludzi w różnym wieku, prowadząc zajęcia szkoleniowe, edukacyjne, rozwojowe i profilaktyczne. Autorka publikacji dotyczących rozwoju kreatywności i umiejętności poznawczych. Członkini Zarządu Fundacji Owoc Spotkania.
Michał Maciejak – terapeuta, wykładowca, superwizor, trener i edukator seksualny – pracuje z dziećmi i młodzieżą. Z wykształcenia pedagog i terapeuta. Ponad piętnaście lat pomaga swoim klientom, biorąc na warsztat problemy dojrzewania, tworząc i realizując autorskie programy warsztatów i szkoleń. Członek Zarządu Fundacji Owoc Spotkania.
Julian Czurko – trener, coach, facylitator. Edukator młodzieżowy m.in. w zakresie edukacji seksualnej, równościowej, antyprzemocowej. Mentor projektów młodzieżowych. Pracuje metodami Clean Coachingu, facylitacji dialogu Centrum Nansena, podejściem procesowym JAK-MD™ oraz CoachWise™. Doktor nauk humanistycznych, magister kulturoznawstwa i historii sztuki, menedżer ekonomii społecznej. Prezes Fundacji Owoc Spotkania.
Fundacja Owoc Spotkania – fundacja powstała w lutym 2022 r. z inicjatywy Agnieszki Bieli, Juliana Czurko i Michała Maciejaka. Tworzy przestrzeń do spotkań i wspólnego wzrastania w kierunku dobrostanu psychicznego, fizycznego oraz społecznego, świadcząc wsparcie indywidualne i grupowe.
www: owocspotkania.org
Instagram: @owocspotkania
Facebook: @owocspotkania
Ilustracje: Marysia Wądołowska – śpiewaczka i autorka tekstów. Absolwentka Wydziału Filozofii i Socjologii UW oraz Wydziału Wokalno-Aktorskiego Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Interesuje się zagadnieniami społeczno-kulturowymi i sztuką współczesną. Jako piosenkarka indie pop występuje pod pseudonimem HELA ME RY.
Korekta: Dagmara Walczak (24).
Publikacja jest częścią kampanii #KlimatNaZmiany koordynowanej w Polsce przez Fundację Kupuj Odpowiedzialnie. Kampania #KlimatNaZmiany („End Climate Change, Start Climate for change #ClimateOfChange – A Pan-European campaign to build a better future for climate-induced migrants, the human face of climate change” nr CSO-LA/2019/410-153) jest współfinansowana ze środków Komisji Europejskiej oraz dotacji NIW-CRSO w ramach Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018-2030 PROO (umowa nr 5/PROO/1b/2020).
