Sklep “Cindy Vintage” to miejsce z niesamowitą aurą. Unikatowe ubrania i dodatki z duszą kuszą, aby je przymierzać. Manekiny z namalowanymi rzęsami dodają artystycznego sznytu. Wszystko mieści się w klimatycznym lokalu przy ulicy Dubois we Wrocławiu. O prowadzeniu działalności, modzie vintage i nadmiarze ubrań rozmawiam z założycielką “Cindy Vintage” – Natalią Wychudzką.
Dla kogo jest marka Cindy Vintage? Jak mogłabyś opisać swoje klientki?
Przede wszystkim, to nie są tylko klientki. Przychodzą tutaj zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Od samego początku prezentowałam rzeczy jako unisexowe. Staram się też nie robić podziałów i oddzielnych wieszaków na ubrania dedykowane danej płci, bo dla większości jest to bez znaczenia. Jeżeli chodzi o to, dla kogo jest ta marka, to też nie stawiałam od początku żadnych granic. Jedna z moich klientek ma 86 lat.
W jej przypadku vintage nabiera innego znaczenia.
Tak, jest to bardzo elegancka Pani, która najczęściej wybiera u mnie broszki. Ostatnio dostałam od niej w prezencie kabaczka. Jest moją sąsiadką. Ale wracając do pytania, organizując vintage markety, staram się pokazywać, że moda vintage jest absolutnie dla każdego. Niezależnie od tego czy ktoś woli rzeczy skórzane sportowe, czy jeansowe, styl rockowy, hippie czy klasyczną elegancję.
Skąd wziął się pomysł na nazwę?
Kiedy zdecydowałam się na otwarcie sklepu, przyszła pora na nazwę. Długo się nad tym zastanawiałam. Nie ukrywam, bardzo mnie ta kwestia stresowała. Pewnego rozrywkowego wieczoru siedziałam w salonie z lampką wina i zauważyłam na półce kasetę z ćwiczeniami Cindy Crawford. To imię najbardziej kojarzy mi się z latami 80. i 90. Jako dziecko ćwiczyłam z moją mamą do kaset Cindy. Moja ulubiona lalka z dzieciństwa też miała na imię Cindy. Była przełomowa, bo miała na sobie spodnie i marynarkę z poduszkami na ramionach, czyli prezentowała power look kobiety sukcesu. I oczywiście Cindy Lauper, z jej cekinowymi stylizacjami… Tak powstała Cindy Vintage. Bo to jest zdecydowanie ONA.
W październiku obchodziłaś pierwsze urodziny sklepu. Jak wyglądała twoja działalność przed założeniem sklepu stacjonarnego?
Działałam głównie internetowo i wyjeżdżałam na targi organizowane w Warszawie. Później pojawił się pomysł organizacji takich targów we Wrocławiu. To dało mi rozeznanie o tym, czy jest zapotrzebowanie na takie miejsca, jak się zaopatrywać i na co zwracać uwagę. Wiele osób zaczęło pytać mnie, czy można gdzieś przyjść przymierzyć ubrania, co było dla mnie bodźcem do otwarcia sklepu.
Rozumiem, że przed otwarciem sklepu na Nadodrzu traktowałaś to bardziej jako zajawkę. Pracowałaś wtedy gdzieś indziej?
Wcześniej pracowalam w wielu miejscach: w urzędach, biurach nieruchomości, korporacjach – moje zamiłowanie do wyjatkowych ubrań z drugiej ręki rozwijało się przez lata. Po godzinach zajmowałam się „Cindy”. Teraz to praca na pełen etat, a czasem nawet po godzinach.
Czy pomysł na prowadzenie sklepu vintage wziął się z miłości do mody w ogóle, czy stricte do ubrań vintage?
Myślę, że stoi za tym moja retromania oraz pasja do kolekcjonowania i zbieractwa. Zawsze fascynowało mnie to, jaką historię niosą za sobą stare rzeczy. Jeżeli nie mam informacji na ten temat, to pozwalam sobie na małe fantazjowanie na temat ich przeszłości. Czasem znajduję bilety na metro, bilety na prom, listy zakupów albo liściki z pozdrowieniami z wczesnych lat 80. Można poszaleć z interpretacją.
Chciałam porozmawiać o nadprodukcji ubrań, których już planecie wystarczy. Jaki masz stosunek do fast fashion?
Pracowałam w czasie studiów w jednej z popularnych sieciówek. Przyznam, że od tamtego czasu bardzo zmieniło się moje podejście do zakupów. Głęboko zanurzyłam się w temat przemysłu odzieżowego czołowych marek branży fast fashion i nie wyobrażam sobie teraz, jak można przyczyniać się do wspierania tego biznesu. Uważam, że mamy tak wiele zasobów na świecie, że możemy zmieniać ubrania codziennie po kilka razy, a i tak ich wystarczy. Staram się wybierać rzeczy od lokalnych twórców albo z drugiej ręki. Zgadzam się, że ubrań już wystarczy. Powinniśmy zacząć zdawać sobie sprawę, że ubrania nie są tylko na jeden sezon. Oczywiście, można sobie czasem pozwolić na fanaberie, nawet jest to wskazane. Spotykam się często z opiniami, że np. wełniana marynarka jest zbyt droga i problematyczna, bo trzeba ją oddawać do pralni. To jest trochę niepokojące, bo moda fast fashion nauczyła nas braku szacunku do rzeczy. Nie mamy wiedzy na temat najbardziej szlachetnych materiałów. Całe szczęście, jest coraz więcej osób, które się tym interesują. Uczą się też, jak dbać o odzież w zależności od materiału, z jakiego są wykonane. Staram się również namawiać do korzystania z usług krawca lub szewca. Wiele osób nigdy u nich nie było!
Gdy wysyłasz swoje ubrania do klientów, pakujesz je w materiały z odzysku. Czy wykonujesz jeszcze jakieś inne kroki w kierunku bycia eco friendly?
Tak, właśnie szykuje się nowa wycieczka do Ikei, więc będę miała zapas opakowań na jakiś czas. Jeżeli wykorzystuję jakieś kartony albo folię bąbelkową, to zamieszczam na paczce informację, że są to materiały z odzysku. Nie zawsze wyglądają perfekcyjnie i estetycznie, chociaż bardzo się staram. Zachęcam również krótkim liścikiem do ponownego wykorzystania tych materiałów.
Historia trochę zatoczyła koło. Jeszcze 10 lat temu kupowanie rzeczy z drugiej ręki było czymś wstydliwym – to sieciówki były cool i świadczyły o byciu na czasie. Teraz bardzo się to zmieniło. Czy bycie vintage jest obecnie modne?
Buszuję po lumpeksach od lat 90tych i nigdy się tego nie wstydziłam. Dziś mamy większy wybór, ale i większą świadomość tego co jest nam potrzebne. Czy vintage jest modne? Myślę, że moda na vintage jest nam potrzebna. Zauważyłam nawet nowe trendy w sieciówkach, które bardzo mnie bawią – wprowadzane są kolekcje z nazwą vintage, “vintage inspired” itp. mam jednak nadzieję, że nikt się na to nie nabiera. Prawdziwy vintage przeszedł próbę czasu i nie jest produkowany obecnie w fabryce w Bangladeszu. Moda kojarzy mi się z czymś co przeminie, dlatego wolę mówić tu o może “ekologicznej rewolucji?” Tak mi się wydaje i mam nadzieję, że więcej osób się do tego przekona. Łączy się to z bardziej świadomym podejściem do konsumpcji. Niektórzy zaczynają od diety, od kosmetyków, a później przechodzą do mody. To wszystko się łączy. Ludzie zdają sobie sprawę, że skóra też oddycha i istotne jest, czym ubranie zostało zafarbowane, zaimpregnowane i jak to wpływa na kondycję nie tylko naszej skóry ale też całej planety.
Działasz również na platformie Biblioteka Ubrań – to też łączy się z tą ideą. Mogłabyś opowiedzieć coś więcej o tym projekcie? Myślę, że nie jest jeszcze tak popularny, jak powinien.
Poznałyśmy się z Martą jakiś czas temu. Od razu zrodził się pomysł, aby stworzyć oddzielną kolekcję vintage. Na pewno jest to nowość i myślę, że potrzebujemy czasu na zaakceptowanie pomysłu wypożyczania ubrań. Jesteśmy przyzwyczajeni, że posiadamy ubrania na własność. Tak jak wynajmujemy mieszkania, rowery miejskie lub samochody, tak moglibyśmy wypożyczać ubrania. Nie musimy inwestować w nową sukienkę na jedno wyjście. Dzięki wypożyczaniu możemy sprawdzić jakie fasony nam odpowiadają, co nam pasuje. To świetne rozwiązanie, które będzie zyskiwało na popularności.
Czy Cindy Vintage to przestrzeń kulturalna? Planujesz organizować tutaj jakieś koncerty, warsztaty, wieczory poetyckie? To świetna przestrzeń na takie wydarzenia…
Od samego początku działalności, oprócz sklepu, jest to miejsce spotkań i wymiany myśli. Ze wszystkimi klientami staram się porozmawiać i traktować każdego indywidualnie. Wyjaśniać, o co w tym całym vintage chodzi, bo nie dla wszystkich jest to oczywiste. Jakiś czas temu organizowałam w sklepie warsztaty kolażu, które cieszyły się dużą popularnością. Przy okazjach takich jak np. urodziny sklepu zapraszam lokalnych dj-ów i producentów. Mam w zanadrzu jeszcze kilka innych pomysłów, które mam nadzieję zrealizować.
W twoim asortymencie znajdują się również płyty winylowe, w sklepie leci muzyka z kasety puszczonej na walkmanie. Muzyka to integralna część asortymentu Cindy?
Zdecydowanie tak. Muzyka to integralna część asortymentu sklepu ale i integralna część sklepu. Można zakupić płyty winylowe a czas spędzony w sklepie umilają dźwięki z przeszłości. Pamiętam, że pewnego dnia miałam obsesję na punkcie kawałka Taylor Dayne “Tell it to my heart” – piosenka leciała na cały regulator. Do sklepu wszedł chłopak – stanął w drzwiach, rozpoznał melodię, uśmiechnął się i powiedział “ Jestem tu pierwszy raz ale już bardzo mi się tu podoba”.
Czy tworząc Cindy Vintage, inspirowałaś się jakimiś innymi miejscami o podobnym klimacie? Wzorowałaś się na kimś?
Tak, najbardziej zainspirowały mnie berlińskie vintage shopy ale lubię też klimat lokalnych warzywniaków.
Nie tylko prowadzisz sklep, ale również stylizujesz. Czy współpracujesz z kimś na stałe, czy są to jednorazowe akcje?
Ten pomysł akurat narodził się bardzo spontanicznie. Wielu fotografów natomiast prosi mnie o pomoc w doborze ubrań do sesji zdjęciowych. Współpracuję z wieloma fotografami także jako stylistka. Sprawia mi to ogromna frajdę i jest to duże wyzwanie. Efekty sesji można zobaczyć/ obserwować na Instagramie.
Czy trafiły Ci się jakieś nietypowe przygody z klientami? Jakieś niesamowicie ekscentryczne osobowości?
Odwiedza mnie bardzo wiele ekscentrycznych osób. Szczerze mówiąc, właśnie na takie osoby czekam. To jest dla mnie największa radość, kiedy przychodzi ktoś, kto wie czego szuka i kto ma pomysł na siebie. Niektóre rzeczy są tak bardzo charakterystyczne i oryginalne, że muszą troszeczkę poczekać na wystarczająco odważną osobę, która wyjdzie na miasto w cekinowej kurtce albo marynarce z wielkimi poduszkami. Pamiętam jeden srebrny płaszcz, na którego zakup nikt nie miał odwagi. Pewnego razu na targach odwiedziła mnie dziewczyna, która miała srebrnego irokeza i srebrne buty. Wyglądała jakby zupełnie przypadkowo wylądowała z innej planety. Ten płaszcz był dla niej idealnym dopełnieniem, więc zdarzają się historie, kiedy ubrania czekają na właściwą osobę.
Pewnie nie chcesz zdradzać miejsc, w których znajdujesz ubrania, ale może opowiesz, czym się kierujesz podczas ich doboru? Czy zauważasz, że niektóre fasony się lepiej sprzedają?
Każdą rzecz wybieram własnoręcznie dlatego poszukiwania trwają cały czas. Ramoneski to rzecz absolutnie kultowa. Są ponadczasowe i raczej się ich nie pozbywa z szafy. Niezniszczalne jeansy z wysokim stanem i wełniane marynarki, to są rzeczy, na które w tym momencie jest szał. Ponadto hawajskie koszule, które mam w sklepie także poza sezonem letnim- zakładane na ciepły golf też wyglądają świetnie.
Czy znalazłaś kiedyś jakąś perełkę, przy której aż zaparło ci dech? Taką wyjątkową, którą wspominasz do teraz? Wszyscy pasjonaci mody chyba wiedzą o czym mowa…
Jak prawdziwy łowca skarbów pamiętam wszystkie swoje łupy. Własnoręcznie dobieram asortyment, więc wyłowienie każdej rzeczy jest satysfakcjonujące. Nie ukrywam, że kolana zaczęły mi się trząść, kiedy znalazłam piękną suknię Jean Paula Gaultiera z połowy lat 90. To taki moment, kiedy cały świat zwalnia, tętno przyspiesza i nie możesz uwierzyć, że masz w rękach takie cudo. Zdarzają się jednak dni, kiedy nie potrafisz znaleźć nic i nagle spod sterty niby niepotrzebnych szmatek wyciągasz jedwabną apaszkę Versace.
Jakie masz plany na dalszy rozwój Cindy? Otwarcie antresoli już rozpoczyna jakiś przełom.
Myślę o wprowadzeniu autorskiej kolekcji, która jest inspirowana klasycznymi wzorami z lat 80. Z końcem roku część sklepu będzie nareszcie dostępna online – wiem, że wiele osób ta wiadomość ucieszy a mi da szansę na dotarcie do większej liczby odbiorców. Wprowadzam także nowy dział “Reworked Vintage”- ubrania przerabiane, zrekonstruowane, którym nadaję drugą szansę. Jestem właśnie w trakcie współpracy z wrocławską graficzką Zuzą Tokarską z “Odpodszewki”, która swoje ilustracje metodą sitodruku nakłada na ubrania z lat 80 od Cindy. Owoce tych działań już niebawem pojawią się w sklepie. W planach mam także małe i duże podróże.
Cindy Vintage w sieci:
www.facebook.com/cindyvintage/
www.instagram.com/cindyvintage/
Autorka wywiadu i ilustracji: Justyna Łaciok – studentka grafiki wrocławskiej ASP. Kompulsywnie tworzy kolaże. Pasjonatka mody, szczególnie vintage. Bezgranicznie kocha zwierzęta, w wolnym czasie stara się wspierać te najbardziej potrzebujące i bezdomne. Pracę twórczą można śledzić na Instagramie, Behance i Youtubie.