Samotny wyjazd jest czymś, co w głowach wielu po prostu się nie mieści. Szczególnie, jeśli jest się kobietą. Do niedawna panowało przekonanie, że „mężczyzna czasem po prostu musi”, a męski wyjazd w dzicz, gdzie będzie polował na dziki i łowił pstrągi, jest obowiązkiem każdego samca. Tak jak wyczerpał się koncept obowiązkowej męskiej wyprawy godnej wikinga, tak samo zdezaktualizowała się również opinia, że kobieta nie może/nie powinna/nie chce podróżować sama. Dlatego, dziewczyny, nie patrzcie za siebie, pakujcie torbę lub plecak i powiedzcie „tak” przygodzie. Samotna podróż to coś, co warto przeżyć zarówno pierwszy, jak i każdy następny raz. Dlaczego?

Po pierwsze, samotny wyjazd (tak samo jak samotne siedzenie w kawiarni czy pójście do kina) wcale nie jest powodem do wstydu. Wciąż wiele osób boi się zrobić coś w pojedynkę, żeby nie wyglądać jak ktoś, kto przegrał życie i nie ma przyjaciół. Jasne, zawsze znajdą się ludzie, którzy będą patrzeć na nas z politowaniem, ale czas spędzony ze sobą sam na sam jest nie do przecenienia i wart kilku dziwnych spojrzeń obcych osób, których później już nigdy nie spotkamy.

Po drugie, podróż solo jest po prostu wygodna. Możemy zagospodarować czas tak, jak tylko sobie wymarzymy. Każdy, kto kiedykolwiek wyjechał z kimś na wakacje, wie, jak trudno jest zsynchronizować termin, wybrać hotel, który cenowo odpowiada każdemu, czy odwiedzić miejsca z listy życzeń każdej osoby w grupie. Samotny wyjazd może dać olbrzymie poczucie niezależności i komfortu. Możemy spać do której chcemy i jeść w wegańskiej restauracji, do której nie weszłaby nasza mięsożerna koleżanka. To nasza podróż, więc nawet jeśli mamy ochotę pół dnia buszować po małej lokalnej księgarni albo siedzieć trzy godziny na ławce nad jeziorem i patrzeć na kaczki – możemy to zrobić.

Po trzecie, pobycie z samą sobą przez jakiś czas jest zdrowe dla naszej psychiki. Stwierdzenie, że w podróży można poznać siebie, jest irytującą kliszą powtarzaną do znudzenia w niemal każdym filmie o podróżniczkach i podróżnikach, ale tak naprawdę jest. Samotna wyprawa jest okazją do wczytania się w swoje myśli i pragnienia, ujarzmienia chaosu i poukładania wszystkiego w głowie. Nawet fizycznie wyczerpująca wycieczka może być duchowym relaksem. Bez rodziny, znajomych i pracy (idealnie byłoby też bez mediów społecznościowych, ale jak to tak bez zdjęć na Instagrama) możemy w końcu poznać swój głos, który na co dzień często wyciszamy.

Samotność, oderwanie od obowiązków i wrzucenie na luz jest niezwykle wyzwalającym doświadczeniem. Wreszcie możemy złapać oddech i odzyskać kontrolę nad naszym życiem. Udowodniła to chociażby amerykańska pisarka Cheryl Strayed w autobiograficznej książce „Dzika droga. Jak odnalazłam siebie”, na podstawie której powstał film z Reese Witherspoon z 2014 r. Kiedy życie Strayed całkiem się posypało (śmierć matki, narkotyki, rozwód), 26-letnia kobieta spakowała plecak i wybrała się w morderczą pieszą wyprawę szlakiem Pacific Crest Trail w USA. W tak daleką podróż udała się po raz pierwszy, nie miała żadnego doświadczenia. Łącznie przemierzyła ponad 1700 km i pokonała zarówno fizyczne, jak i psychiczne wyzwania, które pozwoliły jej jednak odzyskać spokój ducha i pokonać demony.

„Strach w znacznym stopniu rodzi się z tego, co sami sobie wmówimy”

i „Jestem wolnym duchem, który nigdy nie miał dość odwagi na wolność” – te cytaty z „Dzikiej drogi” zasługują na zapisanie na fiszkach i przypięcie do tablicy korkowej nad biurkiem. Nie musimy od razu wybierać szlaku, który znajdziemy w Google po wpisaniu hasła „najtrudniejsze szlaki na świecie” albo jechać w australijski busz. Wystarczy, że wybierzemy się nad polskie morze albo do Pragi. Wszędzie, byle samej. W każdej sytuacji możemy sprawdzić nasze możliwości i pokonać ograniczenia – począwszy od długich spacerów aż po załatwianie stresujących dla nas formalności w hotelu.

Jednak samotne podróżowanie ma swoje cienie – zagrożenia. Możemy się burzyć, że jesteśmy niezależnymi kobietami, które nie mogą dać się zastraszyć ( i mamy rację!), ale niestety żyjemy w świecie, w którym musimy myśleć o bezpieczeństwie. Tyczy się to nie tylko dalekich podróży do krajów, w których samotna kobieta zwraca na siebie uwagę. Nieprzyjemne sytuacje można przeżyć też w Polsce – podchmielony facet w barze czy grupa kiboli na opustoszałej ulicy wieczorem. Świat wciąż oblewa test na ochronę kobiet.

Nie rezygnujmy jednak z podróży, ale podróżujmy z głową. Znajdźmy lokum we w miarę bezpiecznej dzielnicy, a wcześniej sprawdźmy opinie internautów na jego temat, kupmy bilety na pociąg przez Internet. Nie zaszkodzi zaopatrzyć się w gaz pieprzowy, mieć przy sobie zawsze naładowany telefon oraz mapę. Strach nie powinien jednak nami kierować, a lista potencjalnych zagrożeń, które układamy w głowie (często okazują się one zupełnie na wyrost!), nie powinna nas zniechęcać do wyjazdu, zabawy i szaleństw. Samotna podróż to doświadczenie, które sprawia, że stajemy się silniejsze i pewniejsze swoich możliwości.

Przekonała się też o tym autorka tego tekstu, która zawsze, kiedy czuje się przytłoczona rzeczywistością, bierze urlop, kupuje bilet kolejowy, rezerwuje pokój przez Internet i jedzie hen, daleko, najczęściej nad polskie morze. Mój pierwszy raz był trudny, zwłaszcza, że borykam się z lękami i nerwicą. To był tylko jeden samotny dzień we Wiedniu, ale miasto było zupełnie obce, był więc atak paniki, łzy i nerwowe patrzenie na mapę. Potem jednak mapa powędrowała do plecaka, a nerwowość zastąpił swobodny spacer ze słuchawkami na uszach ulicami wybieranymi na chybił trafił, proszenie nieznajomych o zrobienie zdjęcia i leżenie przez dwie godziny na ławce w MuseumsQuartier. Byłam sama, wolna i szczęśliwa, best day ever.

Tak że spakujcie plecak i posmakujcie wolności.

 

 

autorka tekstu: Ola Gersz (27) – pisze, czyta, ogląda, słucha, podróżuje. Uzależniona od Netflixa, amerykańskiej literatury feministycznej, produkcji Marvela, filmów Sofii Coppoli i czerwonej szminki. Zbliżające się 28. urodziny nie przeszkadzają jej zaczytywać się w powieściach young adult i szczerą miłością kochać disneyowskie animacje.

autorka illustracji:  Ania Rzymyszkiewicz (24) – na co dzień zajmuje się kolażem, projektowaniem graficznym i prowadzeniem twórczych warsztatów. Na wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych pracuje nad projektem dyplomowym Ludzie listy piszą, który inspiruje do tworzenia miłych listów i podrzucania ich w miejscach publicznych lub wysyłania do przyjaciół. Interesuje ją wszystko co związane ze sztuką, kreatywnością, projektowaniem, zdrową kuchnią i dobrym życiem! więcej: http://annarzymyszkiewicz.com/, facebook, instagram