Kończę w tym roku 30 lat. Brzmi to wciąż dziwnie, jakbym nie pisała o sobie. Nowa, obca cyfra na początku, chcąc nie chcąc, robi mi w głowie duże zamieszanie, pobudza do myślenia co dalej i analizowania tego, jak dotychczas wyglądało moje życie. Przyznam, że nie jest łatwo, bo miałam z trzydziestką związanych całkiem sporo oczekiwań i wyobrażeń. 30-letnia ja powinna mieć stały związek, może dziecko, lub chociaż mieć to w planach. Powinna mieć stałe miejsce zamieszkania, swój własny kąt z własnymi meblami i samochodem. Jej kariera powinna mieć wyraźny kierunek, portfolio bogate w doświadczenia, które robią z niej specjalistkę w swojej (jakiejś tam) dziedzinie. Powinna mieć komfort finansowy, oszczędności i ogarniać wszystkie sprawy papierkowo-podatkowe.

Tymczasem: nie mam partnera, nie mam dziecka, mieszkam z dwójką współlokatorów w mieszkaniu, do którego meble znaleźliśmy głównie na ulicy, regularnie zmieniam pracę i pomysły na przyszłość, prawa jazdy jakoś dotychczas nie udało mi się zrobić, PITy co roku wytrącają mnie z równowagi, a oszczędności nie starczyłyby na miesiąc przeżycia.

I, co najciekawsze, wcale nie jest mi z tym źle, przynajmniej nie ze wszystkim. Bo konfrontacja tych przeklętych powinności z rzeczywistością pozwoliła mi zrozumieć, czego od mojego życia oczekuję ja, a czego cała reszta świata: rodzice, sąsiedzi rodziców, znajomi rodziców, dalsi znajomi, pani na poczcie i masa ludzi, których powinnam w ogóle nie brać pod uwagę. No właśnie, powinnam, a jednak brałam. Zbliżając się do godziny zero, coraz wyraźniej widzę, jak moje dotychczasowe życie to pasmo mordowania się, żeby zadowolić wszystkich dookoła. I basta. Wszystkim oczekiwaniom mówię koniec. Nie zrozumcie mnie źle, nie mam w sobie żalu, ale myślę czasem, że niektóre sprawy można rozwiązać inaczej. Oto, co bym poradziła 20-letniej sobie:

Możesz kochać i szanować swoich rodziców, ale jednocześnie mówić im “nie”. Poślizgnęłam się wielokrotnie na mojej chęci zadowolenia rodziców i poczuciu winy związanym z ich poświęceniami. Jasne, że rodzice chcą dla Ciebie jak najlepiej, ale ich marzenia nigdy nie będą Twoimi, staraj się widzieć, co jest ich projekcją, a co Twoją rzeczywistością. Te ich dobre chęci czasem blokują robienie potrzebnych błędów i wstrzymują spontaniczność.

Nie studiuj czegoś, co cię w pełni nie pochłania. Rany, spędziłam cztery lata na architekturze, wypruwając sobie żyły na egzaminach z fizyki budowli, bo chciałam, żeby Tata miał córkę inżynierkę, i dlatego, że to przecież taki dobry przyszłościowy zawód. Studia to super czas na rozwijanie pasji. A rodzicom, którzy mówią “dziecko, co ty po tym będziesz robić”, możesz podrzucić jakiś artykuł o kreatorach kontentu na social media.

Eksperymentuj z wyglądem. Będąc nastolatką, wpadłam w sidła wizerunku atrakcyjnej dziewczyny. Podświadomie bałam się ryzykować, bawić się, badać, co tak naprawdę jest mną, a co oczekiwaniem otoczenia. Pamiętaj, że włosy zawsze odrosną, kolczyki można wyjąć, a ciuchami wymienić z koleżanką.

Nie musisz nikomu nic udowadniać. Gdyby ktoś powiedział mi to kilka lat temu, pewnie prychnęłabym z pogardą, bo nie widziałam, ile energii ładuję w udowadnianiu sobie i światu, że jestem coś warta. To cholernie męczące i jałowe zajęcie. Jak podejmujesz się nowego wyzwania, wybadaj dokładnie, jakie są twoje prawdziwe motywacje. Chcesz spełnić czyjeś oczekiwania, podbudować swoje ego, czy może naprawdę jest to twoja pasja i marzenie?

Próbuj, testuj granice swojego komfortu. Czasem coś, co leży poza nimi, jest dużo bardziej “twoje”. Myślałam, że kemping to coś kompletnie nie dla mnie, a dzisiaj każde łóżko zamieniłabym na namiot z widokiem na góry. Okazało się, że czuję się jak ryba w wodzie, podróżując sama, mimo że się tego obawiałam. I wcale nie jestem nocnym markiem, jak myślałam całe życie, mam dużo więcej energii, kiedy wstaję wcześnie. Może niektóre założenia, które przyjęłaś na swój temat, nie są prawdziwe? Szukaj, próbuj.

Zupełnie ok jest czegoś nie wiedzieć. Moi znajomi, jeśli to czytają, pewnie właśnie przewrócili oczami. Oto mistrzyni mądrzenia się mówi, żeby się nie mądrzyć, i jeszcze teraz mądrzy się na temat nie mądrzenia się! Haha, wiem, ale wielokrotnie wpadłam w sidła “ja wiem wszystko”. Ukryty brak wiary w siebie i lęk przed porażką wielokrotnie zablokował mnie przed rozwojem, zadawaniem pytań, uczeniem się.

Nie zapominaj o marzeniach. Czas studiów i po-studiach to cała plejada oczekiwań społecznych, tymczasem, cholera jasna, życie to nie lista rzeczy do zrobienia. Zamiast zadań, zaczęłam regularnie spisywać sobie marzenia, nawet te najbardziej oderwane od rzeczywistości. Pozwalanie sobie na realizowanie marzeń, a nie tylko celów, otworzyło mnie wreszcie na zapisanie się na kurs instruktora jogi.

Rozmawiaj ze sobą. Pisanie pamiętników od dziecka to jedna z moich najlepszych decyzji życiowych. Pozwala mi szybciej zauważać moje wzorce zachowań, opiekować się sobą lepiej. Czuję radość, kiedy widzę, ile się nauczyłam. Słuchaj wszystkich swoich wewnętrznych głosów, one mają całkiem sporo do powiedzenia.

Nie odkładaj życia na później. Życie jest tu i teraz, nie czekaj aż się zacznie. Nie stresuj się konsekwencjami swoich decyzji i nie przejmuj się przyszłością za bardzo. Z każdego problemu da się jakoś wykaraskać, a nadmierne planowanie jutra może blokować cię przed spontanicznym przyjmowaniem tego, co daje dzisiaj.

Autorka tekstu i ilustracji: Weronika. Na skraju 30stki zajmuje ją głównie szukanie, gubienie i znajdowanie. Instagram