Wychodzę z pracy. Wsiadam do swojego nadgryzionego już zębem czasu auta, które wciąż bezproblemowo przechodzi wszelkie badania techniczne. Jakim cudem? Nie wiem. W baku mam zatankowaną droższą, ale podobno bardziej ekologiczną wersję benzyny, chociaż w przypadku paliw mówienie o ekologii zwyczajnie słabo brzmi. Staram się nie jeść na mieście z kilku względów: nie bardzo jest gdzie – taki urok prowincji, i nie bardzo jest za co, bo chociaż średnia krajowa wygląda całkiem sensownie, na koncie nie zobaczę jej pewnie przez kilka najbliższych lat. Poza tym warto przecież w trosce o środowisko…
Dojeżdżam do jedynego w promieniu 30 km sklepu, który przyłączył się do inicjatywy „Too good to go”. Lubię go też z innego powodu, jako jeden z nielicznych przecenia produkty z krótką datą ważności. Lustruję szybkim spojrzeniem, co tym razem mają do zaoferowania i jednocześnie w głowie szukam pomysłu na obiad z wykorzystaniem tego, co jest dostępne. Podświadomie wybieram rzeczy z napisem „vege” lub „eko”, skoro już i tak przysparzam zmartwień światu. Wsiadam ponownie do samochodu i przez blisko 1,5 godziny skupiam się na jeździe – ekonomicznej oczywiście. W tle leci podcast o tym, jak ważne jest obliczanie indywidualnego śladu węglowego.
Jednocześnie chcę o tym myśleć i nie chcę. Mam świadomość, że każdego dnia dokładam się do zmian klimatycznych. Dojeżdżam do domu przygnieciona wizją katastrofy ekologicznej, do jakiej sama się przyczyniam.
Na miejscu słucham o nieustannie rosnącej inflacji, malejącej liczbie pszczół i o tym, że w tym roku już jest problem z zasobami wody. Jakiś uprzejmy głos z telewizora prosi, by „oszczędnie podlewać trawniki i ograniczyć mycie samochodu”. W tej ostatniej kwestii nie mam sobie nic do zarzucenia, w ubiegłym roku zrobiłam to może raz.
Gdzieś w tle słyszę odgłosy strażackich syren. Mieszkam na wsi, a to w większości przypadków narzuca jedno, konkretne skojarzenie – kolejny raz ktoś wypala trawy. W głowie pojawia się wspomnienie ni to żartu, ni to prawdy wypowiedzianej przez znajomego, że „u nas śmieci segreguje się na te do spalenia i do wywiezienia do lasu”. Chcę wierzyć, że to tylko takie gadanie, a jednocześnie mam świadomość, że podczas spaceru nie sposób nie zauważyć wywiezionego sprzętu AGD czy starych materacy.
Szybko wchodzę na stronę tutejszej OSP w poszukiwaniu informacji. Tym razem „tylko” 3 hektary, ostatnio było przeszło 10. Ludziom brakuje wyobraźni. Do pieca wrzucą wszystko, a później słychać płakanie, że „kiedyś to takich alergii nie było”… Zastanawiam się, w jakiej trzeba żyć bańce, by nie zauważyć, że to, co my robimy światu, już wkrótce wróci do nas z nawiązką. Zabieram się za obiad, i skutkuje to kilkoma foliowymi opakowaniami. Staram się ich unikać, ale nie zawsze się da. Miewam też swoje słabości, skrzętnie zapakowane w papierek i dodatkowe sreberko.
Pragnę zmyć z siebie kurz dzisiejszego dnia i tak trafiam pod prysznic – wiadomo, mniejsze zużycie wody. Ciepła leci dopiero po chwili, więc pierwszych kilka litrów trafia do miski, co wykorzystam do podlewania kwiatów. Sięgam po własnoręcznie wykonany peeling, tym razem z kawowych fusów. Stosuję ekologiczny żel, szampon, wszystko to zamknięte w kostce, tak jest “naturalniej”. Wychodzę spod strumieni wody, a jednocześnie czuję, jak ze mnie uchodzi zmęczenie. Zmierzam do sypialni, by chwilę później zanurzyć się w pościel z organicznej bawełny, o której mówi się już teraz, że nie jest taka eko, jakbyśmy tego oczekiwali. Zanim zasnę, myślę o tym, że kolejnego dnia przyjdzie mi się zmierzyć z trawnikiem. Chcąc chronić swoje najbliższe środowisko, zainwestowałam w kosiarkę, która wymaga ogromnej siły fizycznej, ale w zamian nie wydziela spalin. Słyszę, jak chór głosów solidarnie przemawia, by nie kosić trawników. Mieszkam na końcu świata, dla swojego bezpieczeństwa chcę widzieć, co kryje się w trawie. Jednocześnie mam na uwadze dobro pszczół, więc dookoła domu ustawiam skrzynki, w których swoje miejsce mają mini łąki kwietne. Robię, co mogę, a to przecież wciąż jest za mało. Zmęczona zasypiam.
Rano pierwsze kroki kieruję ku ekspresowi. To moja kolejna słabość. Naiwnie wierzę, że może nie doczekam momentu, gdy na świecie zabraknie kawy, ale przecież eksperci szacują, że pierwszy kryzys nastąpi w 2050 r. Piję już z mniejszym entuzjazmem. Po chwili dochodzę do wniosku, że właściwie wystarczyłby mi tylko koktajl ze świeżych owoców i warzyw. Z własnego ogródka, bez oprysku, za to w gratisie z tym całym syfem, który unosi się w powietrzu, a który później osiada na wszystkim dookoła. Po pracach na zewnątrz wskakuję pod prysznic, lecz tym razem stawiam na zimny strumień. Szybki makijaż mineralnymi kosmetykami i wsiadam do auta, i ponownie znacząco wydłużam swój ślad węglowy. Jakoś przecież muszę dojechać do pracy.
Jestem przedstawicielem pokolenia millenialsów i… jestem zielona. Chcę zrobić dobrze światu, a jednocześnie zupełnie nie potrafię.
„Za moich czasów” w szkole nie mówiło się zbyt wiele o ekologii. Nie wiem, co zrobić, by pomóc sobie i ludziom. Szukam, słucham i czytam, staram się wdrażać ekologiczne zasady do swojego życia. Nie ma we mnie takiej siły do walki jak w pokoleniu Z. Nie wyjdę na ulicę, by wykrzyczeć politykom, że zmierzają w złym kierunku. Mogę jedynie w spokojnej rozmowie tłumaczyć starszym od siebie, że nasze pojedyncze działania też mają znaczenie. Nim skończę mówić, jestem świadkiem sytuacji, w której plastikowa butelka trafia do pojemnika z napisem „zmieszane”. Wizja świata dla ludzi powoli we mnie umiera.
Tekst: Mariola Mazur – trzydziestolatka próbująca odnaleźć się w tym świecie. Litrami pije kawę, dzięki czemu namiętnie czyta po nocach książki. Bezgranicznie kocha koty… i polskie kino.
Instagrm: @zagorkinia
Ilustracje: Maria – studiuje fashion design i próbuje odnaleźć się w świecie filmu jako kostiumografka – jej marka osobista to mfloreus. Prywatnie ciągle zgłębia swoją słowiańskość, jest pasjonatką uprawiania warzyw, uwielbia filmy i seriale kostiumowe i fascynuje ją oniryzm. Każdego dnia zastanawia się gdzie jest jej miejsce na ziemi i każdego dnia odpowiedź na to pytanie jest inna.
Instagram: @typiaramaria
Korekta: Anita Głowacka (24).
Publikacja jest częścią kampanii #KlimatNaZmiany koordynowanej w Polsce przez Fundację Kupuj Odpowiedzialnie. Kampania #KlimatNaZmiany („End Climate Change, Start Climate for change #ClimateOfChange – A Pan-European campaign to build a better future for climate-induced migrants, the human face of climate change” nr CSO-LA/2019/410-153) jest współfinansowana ze środków Komisji Europejskiej oraz dotacji NIW-CRSO w ramach Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018-2030 PROO (umowa nr 5/PROO/1b/2020).