Baśka
Mieszkasz w Ostrowie Lubelskim, masz osiemnaście lat, podstawówkę za sobą i maturę przed sobą. Masz też w pokoju zbiór wlepek, naklejek i tęczową torbę z Tigera, a w głowie plan wyjazdu lub, jak czasem zdarza ci się o tym mówić, ucieczki z rodzinnej miejscowości. Na studia, do dużego miasta. Bardzo byś chciała, żeby to była Warszawa albo Kraków, ale nie wiesz jeszcze, czy się dostaniesz. Boisz się tylko o maturę z matematyki, bo wiesz, że angielski rozszerzony zdasz śpiewająco — twoja anglistka cię uwielbia. Z polonistką różnie bywa, bo zdarzają ci się zacięte dyskusje wokół tematów pozornie niezwiązanych z lekcją. Nic to, za rok już o niej zapomnisz.
Każdy z nas zna swoją Baśkę, która uciekła z małego miasta i w końcu oddycha pełną (pełniejszą?) piersią. Niektóre z nas nią są.
Wyjeżdża z rodzinnej miejscowości: do szkoły, na studia, do pracy, różnie, ważne, że chce jak najszybciej, czym prędzej zostawić Ostrów, Radzyń, Ryki, Sanok czy wyimaginowaną Wólkę Kowalskich za sobą. Baśka w dużym mieście przechodzi metamorfozę: nabiera pewności siebie, robi rzeczy, które lubi, mówi rzeczy, które wcześniej bałaby się powiedzieć. Może nawet angażuje się w oddolne inicjatywy i robi aktywizm. Baśka później powie, że dzięki wyprowadzce do większego miasta zaangażowała się w działalność aktywistyczną. Inne Baśki przytakną i powiedzą to samo. Ileż mamy podobnych historii!
Ja z Baśką ogółem, ale też z moją wewnętrzną Baśką, mam problem. Nie tyle z robieniem aktywizmu, którego w tym sensie nie robię od lat, bo ciężko aktywizmem nazwać pójście na protest raz na czas, ale z datowaniem debiutu aktywistycznego.
Byłam queerowym dzieckiem dorastającym we wtedy-jeszcze-nie-strefie-wolnej. Od wiadomo-kogo. Skład rady powiatu nie uległ specjalnym zmianom w tym czasie. Queerowe dzieciaki też nie. Nadal tam są. W Białej, w Łukowie, w Mielcu, w Dębicy, w Łopusznie, we Włoszczowej i w Tuszowie Narodowym i może w powiecie obok, i w powiecie, w którym mieszka twoja babcia, i w powiecie, w którym mieszkasz ty. Bycie queerem w skrajnie homofobicznym kraju, w którym ta moja torba z Tigera mogła być przyczynkiem do aresztu w trakcie protestu, sprawia, że twój aktywizm zaczyna się z dniem narodzin. Albo, w wersji bardziej konserwatywnej, z dniem wyoutowania się przed samą sobą. Nieheteronormatywne systemy wartości i modele zachowań, choćby i dla nas już stereotypowe, nadal służą zburzeniu statusu quo.
„Nie jestem ideologią. Jestem LGBT”. Czy pamiętamy te dwa znane hasła z kampanii internetowych? Pozwólcie, że pójdę o krok dalej.
Jestem LGBT, nie ideologią, a więc moja tożsamość definiuje wszystko to, co robię. W mniejszym lub większym stopniu to, co, gdzie, jak i dlaczego coś mówię, zawsze będzie miało swoje źródło w nieheteronormie. Wszystko, co robię, jest queerowe. Nie da się zbanować „ideologii LGBT” bez banowania ludzi. To, co mówię jest queerowe, to, co robię jest queerowe, kłótnie z polonistką są queerowe i może nawet o queerach, bo ja jestem queerowa.
Strefa wolna od ideologii to strefa wolna ode mnie, bo to ja jestem ucieleśnieniem clou tych uchwał. I samą swoją obecnością ten nowy porządek niszczę, podżegam do niszczenia i gram wszystkim na nosie; przypominam, że jestem tutaj i nigdzie się nie wybieram. Jestem, byłam i będę i należy mi się dokładnie taki sam szacunek i człowieczeństwo, jak osobom heteroseksualnym. Moje bezpardonowe, otwarte i pełne samoakceptacji istnienie w homofobicznym kraju to rewolucyjny akt.
Moje życie to rewolucja, której nie wybrałam. Łatwiej byłoby udawać, że mnie to nie dotyczy, albo że zamykając się w swojej bańce coś zmienię. Nawet swojej miejscowości w ten sposób nie zmienię, a co dopiero świat!
Rewolucja nie jest potulna: my też nie powinni_yśmy być. Potulni_e, kompromisowi_e, bezkrytyczni_ee i trzymający_e się na bezpieczny dystans.
To nie jest manifest: to rachunek sumienia.
Tekst: Natalia Sudoł – ukończyła Uniwersytet Oksfordzki, obecnie studiuje na Uniwersytecie Warszawskim. Geografka, miastolożka mieszkająca w Warszawie, wychowana na Lubelszczyźnie. Akademicko zajmuje się głównie ruchami feministycznymi, biopolityką, formami miejskiego oporu i prawem do miasta. Pisała m.in. dla „The Lambert Magazine” i „GTTF zine” na tematy polityczno-społeczne i feministyczne. W wolnym czasie jako osoba słabosłysząca uczy się migać w PJM, redaguje i tłumaczy teksty anglojęzyczne, a przede wszystkim — odpoczywa.
Instagram: @natalka.sudov
Ilustracje: Katka Prokopowicz – trochę Katka, trochę matka. Po urodzeniu bąbla szukała powrotu do siebie, znalazła go w ilustrowaniu. Lubi tekstury, pieski i chmury, nie lubi nierówności społecznych, kompleksu białego zbawcy i kolendry.
Instagram: @katka_jpg
Redakcja: Anita Głowacka.