Oczekiwania otoczenia a bycie sobą – nie przesadzę, jeśli powiem, że to jeden z najtrudniejszych wyborów. „Dziewczynki mają być subtelne” – słyszałam od mamy przez całe moje młodzieńcze lata. Starałam się, tyle że nie zawsze mi to wychodziło. W gimnazjum miałam krótką fazę na bycie hipiską. Pół roku później marzyłam o glanach i słuchałam Green Day i Linkin Park. „Czy to jest subtelne?” – zadawałam sobie często pytanie. W końcu więc zaczęłam te oczekiwania wobec mnie, dziewczyny, kwestionować i narastał we mnie bunt. 

Okres dojrzewania był dla mnie emocjonalnie trudny: byłam cały czas rozdarta między osobą, jaką chcieli we mnie widzieć inni (rodzice, dziadkowie, nauczyciele, koledzy), a prawdziwą mną – postacią schowaną za lękiem i konwenansami. Być sobą – łatwo powiedzieć. Zupełnie nie wiedziałam, jak się do tego zabrać. Nie chodziło o to, że chciałam kraść gumy w sklepie, chodzić na rave’y czy dołączyć do gangu – zawsze byłam stosunkowo grzeczna, byłam typem dobrej uczennicy. Chciałam po prostu swobodnie i odważnie wyrażać siebie i nie słyszeć od ludzi, że jestem za mało dziewczęca, nieposłuszna czy dziwna. Chciałam dokonywać samodzielnych wyborów, nie musieć się podporządkowywać, lubić coś bez wstydu, mieć przestrzeń na własne błędy i doświadczenia.

Kiedyś, w momencie szczególnie dużego zwątpienia, postanowiłam zastosować terapię Disneyem (mam 27 lat i nadal jest ona niezawodna, mimo feministyczno-rasowych wątpliwości – nawet nie wspominajcie mi o „Małej Syrence”, która oddała swój głos dla faceta). Padło na nieśmiertelną „Mulan” – film z 1998 r., który zawsze lubiłam, ale nie kochałam aż tak mocno jak „Pocahontas” czy „Dzwonnika z Notre Dame” (dziś doszli do tego jeszcze „Zaplątani”, „Kraina Lodu” i „Vaiana: Skarb Oceanu”). Pamiętam, że choć oglądałam tę animację już wcześniej, to tym razem wyjątkowo mocno uderzyła mnie piosenka „Lustro” (w oryginale „Reflection”).

Przygnębiona Mulan śpiewa ją, po tym jak oblewa u swatki test na żonę – roli, do której przygotowywane były wszystkie kobiety w Chinach. Tym samym przynosi wstyd swojej ukochanej rodzinie (a jej rodzice nie mieli syna, który mógłby ratować honor rodu). Wiemy, jak kończy się ta historia – Mulan ucieka z domu i wstępuje do wojska w zastępstwie za swojego schorowanego ojca. Obcina włosy, zakłada zbroję i staje się mężczyzną  – Pingiem. Okazuje się, że niezdarna dziewczyna, która nie umie wdzięcznie nalewać herbaty i uroczo dzierżyć wachlarza, jest zaciętą, dzielną i sprytną wojowniczką. Ratuje Chiny (i cesarza) przez najazdem Hunów i zostaje narodową bohaterką. Która z nas nie kocha Mulan i nie chce być jak ona?

Jednak zanim Mulan odnalazła siebie, czuła się bezwartościowa i zagubiona. Dziewczyna doskonale wie, że nie jest gotowa wyjść za mąż („Narzeczoną dziś nie potrafię być”), ale nie może sobie wybaczyć, że przynosi zawód rodzicom. Walczą w niej dwie Mulan: ta pierwsza, wpisująca się w kulturowe ramy, i druga, prawdziwa, która wymyka się schematom. „Cierpię, gdy cudzą rolę muszę grać / Ale czy będąc sobą, bliskich zasmucić mam?” – zastanawia się dziewczyna. Ze łzami w oczach śpiewałam przed laty te słowa razem z Mulan (chociaż „śpiewałam” to za dużo powiedziane). Przecież dokładnie tak samo się czułam! Zresztą kto nie zna tego uczucia rozdarcia? Nieobce jest ono mojej przyjaciółce, którą tata przy każdej możliwej okazji pyta, kiedy znajdzie sobie „kawalera” i weźmie ślub, mimo że wcale jej się nie śpieszy. Zna to też moja znajoma, która podróżuje i łapie dorywcze prace, zamiast znaleźć porządną posadę w dobrej firmie, czego oczekuje od niej nastawione na sukces społeczeństwo. Rozdartych jest też wiele osób LGBTQ, które nie wiedzą, jak powiedzieć o swojej orientacji rodzicom, dziadkom, kolegom w pracy czy sąsiadom. Przykłady można mnożyć.

Za każdym razem, kiedy starałam się być taka, jaka „powinnam”, widziałam w lustrze obcą twarz. Tak jak animowana Mulan – odważna, inteligentna i niesamowita dziewczyna, która nie miała odwagi w siebie uwierzyć. „Gdzie jest to drugie ja?” – pyta. „Którą drogą odejść stąd, która z nich jest zła”? Mulan zmywa makijaż (co jest z pewnością najmniej realistycznym demakijażem w historii kina), rozpuszcza włosy, zrzuca zbroję idealnej kobiety, jaką wymaga od niej społeczeństwo. Tę drugą zbroję – wojownika – założy już pod wpływem samodzielnej decyzji. Jasne, szkoda, że aby znaleźć siebie, disneyowska bohaterka musiała stać się mężczyzną, jednak w ówczesnych realiach wybór był ograniczony. Ważne, że sukces odniosła już jako Mulan i mogła pokazać swoje prawdziwe oblicze. My mamy większe szczęście niż ona – nie musimy zakładać męskiego stroju, żeby się sprawdzić i odnaleźć. Ale niezmienna pozostaje odwaga. Żeby zobaczyć w lustrze „prawdziwą twarz”, tej odwagi trzeba mieć sporo, nieważne czy w starożytnych Chinach, czy we współczesnej Polsce. Każda z nas może być wojowniczką.

Teraz mam 27 lat i przeszłam długą drogę do samoakceptacji (która wciąż trwa i jest zdradziecko kręta i wyboista). Dalej słyszę o byciu grzeczną i subtelną, ale znacznie rzadziej. Kiedy wspominam, że chciałabym zrobić sobie tatuaż, przekwalifikować się, czy że na dłuższą metę odpowiada mi życie singielki, czasem widzę rozczarowane spojrzenia. Wciąż miewam poczucie winy. Trudno, tak musi być. Uczę się oddzielać siebie od oczekiwań innych i żyć w zgodzie z samą sobą. Wiem, że nie muszę wpisywać się w schematy oraz spełniać niczyich wymagań. Przekonałam się, że dziewczęcość ma różne oblicza, a każde jest fantastyczne i niepowtarzalne. Nie ma też większego poczucia spełnienia niż spełnianie się jako ja.

I chyba odniosłam sukces. „Bądź szczęśliwa, obojętnie jaką drogą wybierzesz” – usłyszałam rok temu od mamy podczas łamania się wigilijnym opłatkiem. Mulan byłaby dumna, obie możemy teraz śmielej patrzeć w lustro.

 

autorka tekstu: Ola Gersz (27) – ukończyła filologię polską i kulturoznawstwo na Uniwersytecie Warszawskim, pracuje w mediach. Pisze, czyta, ogląda, słucha, podróżuje. Uzależniona od Netflixa, Spotify, amerykańskiej literatury feministycznej, produkcji Marvela, filmów Sofii Coppoli i czerwonej szminki. Zbliżające się 28. urodziny nie przeszkadzają jej zaczytywać się w powieściach young adult i szczerą miłością kochać disneyowskie animacje.

autorka ilustracji: Kamila Król („Pigeon”) – studiowała ilustrację w Cardiffie i tam w tej chwili mieszka.  Kolekcjonuje obserwacje i fantazje i stara się przelać je na papier, po drodze wypijając litry kawy i robiąc przerwy na spacery tam, gdzie zielono. pigeonmakesart.co.uk