pełnia. i dzieje się coś dziwnego. nie wiemy, gdzie jesteśmy, ale gdzieś musimy być. wciąż jeszcze nie wiemy, gdzie mamy iść, żebyśmy mogły być ludźmi.
Choreopoemat Katji Gorečan jest jednym z tekstów, za które trudno się zabrać. Na mnie tak właśnie działa poezja. Przestrzeń, którą mi oferuje, odstrasza i skłania do zachowania dystansu. Warto jest się jednak przełamać, ponieważ nagroda, która kryje się za każdym przeczytanym poematem, nie może być odnaleziona w żaden inny sposób. Pewnej nocy pewne dziewczyny gdzieś umierają pozwoliła mi odczuć pewnego rodzaju katharsis, o którego istnieniu nie zdawałam sobie sprawy do ostatniej strony.
Książka Katji Gorečan nawiązuje do historycznych wyroków kobiet, podejrzanych o bycie czarownicami, które w sposób oczywisty wzbudzają w czytelnikach poczucie absurdalności. Wraz z poznawaniem kolejnych stron książki, odczuwałam jednak coraz większe zrozumienie dla tak odległej historii. Poetka w sposób brutalny oprowadza swoich czytelników po piwnicach podświadomości następczyń niegdysiejszych czarownic. Kobiety te całą swoją siłę wykorzystują do wspierania siebie nawzajem w dzisiejszych odpowiednikach spalania na stosie.
Pewnej nocy (…) opowiada nam o tych cierpieniach w sposób, do jakiego nie byłam przyzwyczajona. Z wstydem muszę przyznać, że przywykłam do narracji kobiet, które bardziej troszczą się o dobrostan swoich słuchaczy niż swój własny. Poetka nie boi się jednak realnie opowiedzieć o swoich najintymniejszych obawach, potrzebach i całej wulgarnej rzeczywistości. Bardzo mi się to podobało – czułam się obdarowana zaufaniem i możliwością samostanowienia. Pozwoliło mi to także opuścić wewnętrzną gardę, która chroniła mnie przed nieprzyjemnymi doświadczeniami, ale także przed tymi, które mogły mnie rozwijać i cieszyć.
Rozluźnienie wewnętrznej tarczy pozwala też na ćwiczenie swojej wrażliwości. W książce przeczytać możemy opowieść o sojuszu kobiet z naturą, która ukrywa się pod postacią wilków. Zwierzęta te nigdy wcześniej nie wydawały mi się mieć szczególnego zapotrzebowania na opiekę i ciepło, ale to właśnie pod tym względem pasują do dziewczyn, które wciąż wykrzykują: „NIC NAM NIE JEST! NIC NAM NIE JEST!”. Dwie grupy uczą się unikać innych, emanując powierzchowną siłą w czasie, gdy „ich ciało kurczy się do najmniejszego ciężaru, jaki uniesie ich dusza”.
Nie jest to jednak historia o zatroskanych kobietach i wilkach. Porusza ona temat wszelkich nadużyć, o których „wszyscy wiedzą”, a nikt nic nie robi. Mówi o kobietach, które niczym bohaterki książki Heksy autorstwa Agnieszki Szpili, skupiają się na tym, aby nagromadzoną gorycz i poczucie niesprawiedliwości przeistoczyć w budowanie wewnętrznej siły oraz ochronę wszystkich, którzy mogą tego potrzebować. Ta historia przedstawiona jest w pięknej (optycznie i treściowo) kompozycji wierszy, które wydają się tworzyć własną melodię.
Pisanie recenzji poezji jest nieco sprzeczne z moim poczuciem wrażliwości. Chciałabym więc, zaznaczyć subiektywność mojego odbioru, który może być zupełnie inny od zamierzonego. Ale to też jest okej! Zachęcam więc, abyście sami zobaczyli co dla was oznacza ten poemat. Nie straćcie szansy na pielęgnowanie swojej wrażliwości i przeczytajcie tę pięknie wulgarną historię o kobiecym mroku.
Tekst powstał we współpracy barterowej.
Tekst: Apolonia Chojnowska (22) – absolwentka socjologii i studentka psychologii, kocia mama oraz pedantka w świecie organizacji. W wolnym czasie oddaje się jodze oraz wielu książkowym pozycjom, które kupiła, a zapomniała przeczytać.