Właśnie wyszłam z łazienki. Pięć minut temu stałam nad zlewem i szczotkowałam zęby myśląc o tym co zaraz napiszę. Nawet nie zauważyłam, że szoruję zbyt intensywnie. Poczułam ból dopiero po wypluciu pasty z krwią. Szybko usiadłam przy komputerze i zabrałam się do pisania.

Wcześniej obejrzałam na Instagramie nagranie z protestu na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, podczas którego aresztowano Margo ze Stop Bzdurom. Pierwszy sposób poradzenia z sobie z sytuacją na jaki wpadam to opisanie swoich uczuć. Co czuję?

Smutek, bo nie mogę uwierzyć, że coś takiego odgrywa się na ulicy miasta, w którym siedemnaście lat temu się urodziłam. 

Strach i niepokój o znajome osoby, które potencjalnie uczestniczyły w wydarzeniu i ich psychikę. Zastanawiam się, czy moi znajomi  mogli na własne oczy widzieć zdarzenia, będąc w pobliżu i jak musiało to na nich wpłynąć? Kiedy myślę, o tym ilu moich bliskich, zwłaszcza niehetero, może czuć się przez tą sytuację przestraszonych albo pełnych lęku, podobnie jak ja, robi mi się niedobrze.

Złość,  że osoby, które wyróżniają się rzeczą tak ludzką i dla każdego z nas naturalną jak seksualność, muszą się czuć zagrożone i piętnowane.

Oburzenie i obrzydzenie  tym, że ktoś będący człowiekiem i nie łamiący prawa, może być  traktowany nie jak człowiek, a bardziej kawałek mięsa. Obrazek osób wyciąganych z grupy za nogi i ręce wciąż stoi mi przed oczami. Kolejna warstwa tej  bolesnej układanki. Według moich podstawowych przekonań tak nie powinno być, nigdzie i dla nikogo. Ból psychiczny naciska mi na czaszkę. 

Konsternacja tym, że inna orientacja seksualna jest wciąż traktowana jak coś, czym można się wyróżniać, a nie po prostu jedna z ludzkich cech, wrodzona, podobnie jak kolor oczu. Jest to dla mnie kompletnie niezrozumiałe.  Tęczowi też zasługują na bycie szanowanymi przez innych, wszyscy zasługujemy.

W sumie to umiałabym zracjonalizować sobie całą tę sytuację i znaleźć źródło takiego stanu rzeczy, zastanowić się, co powoduje  postawę ludzi o innych poglądach, popatrzeć na to, że kierują się głównie strachem i brakiem zrozumienia, ale nie chcę w żaden sposób ich usprawiedliwiać. Jasne, ważne jest zrozumieć źródło problemu, ale teraz wzbudza to we mnie tylko bezsilność. Najpewniej dlatego, że  widzę listę potencjalnych rozwiązań, ale w obliczu faktów ich realizacja nie wydaje się zbytnio realistyczna. Przykład? Wizja państwowej kampanii pro LGBT rozpływa się właśnie w mojej głowie jak tęczowe cukierki na deszczu i wydaje się teraz tak bardzo odległa.

Nadzieję – jedna dobra rzecz wynikająca z całej sytuacji to większa widoczność tęczowej społeczności. Może przyszedł czas, by skończyć z ignorowaniem nadużyć. 

Kilka dni później musiałam odobserwować profil z ,,tęczowymi” wiadomościami na temat rozwoju akcji na Instagramie, bo nie byłam gotowa na panikę, którą wywoływały we mnie dostarczane na nim informacje.

Post o molestowanej przez funkcjonariuszy dziewczynie, aresztowanej na jednym z wydarzeń był jak pieczątka na ważnym dokumencie; ,,Nie wytrzymam już więcej!” 

,,Przestań obserwować”. Sprawa na chwilę dla mnie zamilkła. Musiałam w spokoju poukładać swoje myśli, postarać się zrozumieć.

Teraz, kiedy kończę pisać ten tekst  jest już październik i wiele rzeczy się zmieniło.

28 sierpnia Margot została wypuszczona z aresztu przed założonym końcem odsiadki. Sąd stwierdził, że aresztowanie było bezpodstawne. Ruch wywołany wokół sprawy i liczne protesty w sieci i realu odniosły skutki!

Od tego czasu tęcza zdaje się umacniać jako symbol aktywizmu i szerzej rozumianej wolności. Wydaje mi się, że jeszcze bardziej niż wcześniej jest to zauważalne i stanowi otuchę. Wiem z autopsji; szczerzę zęby przechodząc na ulicy koło tęczowej naklejki i robi mi się cieplej w środku, kiedy dostrzegam symbol u mojego wujka na koszulce, w tych małych szczegółach można odszukać wsparcie.

Kiedy patrzę z obecnej perspektywy na wydarzenia ostatnich kilku miesięcy, wydaje mi się, że ludzie zaczęli stawiać granice w miejscach, gdzie od dawna ich brakowało. 

Myślę nie tylko o nowych zasadach dotyczących bezpieczeństwa w naszym życiu i tego, jak nie zachorować w trakcie pandemii, ale też o ruchach przeciwko rasizmowi i dyskusjach na wiele tematów, dotyczących akceptacji. 

Tak, jakby w kilku bardzo kluczowych miejscach powstała wyraźna linia oddzielająca to, co jesteśmy jeszcze w stanie przełknąć, a co nie jest i nigdy nie będzie już całkiem akceptowalne. 

Fraza new normal nasiąkła wieloznaczeniowością.

Doszłam też do wniosku, że w zasady, które pozornie mogą wydawać się kolejną, bardziej ograniczającą restrykcją, mogą też pomóc znaleźć spokój. 

Na koniec chcę  jeszcze bardzo podkreślić, że dyskusja o tym, co myślimy w obecnej sytuacji jest ogromnie ważna. Tak naprawdę rozmowy są kluczowym elementem zmian naszego punktu widzenia, jeśli chodzi o traktowanie mniejszości i ustrój, są jakby pierwszym krokiem do realizacji przepisu na tolerancję. Jak zebranie składników na blacie przed pieczeniem ciasta. 

Jeśli czytasz mój tekst i czujesz, że coś ci nie pasuje, proszę powiedz o tym albo napisz. Może warto na spokojnie podjąć próbę wymiany zdań z bliskimi i opowiedzieć o swoich ostatnich przemyśleniach? Może przyjaciele będą chętni do rozmowy na ten temat albo nawet nauczyciel, czy chociaż przyjazna osoba poznana w tramwaju. Jeśli jesteście wciąż na kwarantannie to zawsze pozostają wam rozmowy i publikacje w sieci. Możliwe, że pozornie mniej efektywne, ale jednak są doskonałym sposobem na połączenie się z innymi. Wykorzystajmy swój dostęp do internetu, w końcu, chociaż może tak to czasami nie wygląda, nie żyjemy już w średniowieczu, prawda? 

Pamiętajcie, że macie znaczenie i wasz głos bardzo dużo zmienia. Zwłaszcza, jeśli wasza opinia może jest inna i kontrowersyjna. Wypowiadanie swoich argumentów w uporządkowany, elokwentny sposób może być w takiej sytuacji bardziej korzystne dla waszej mniejszości, niż pozornie się wydaje.

Myślę, że oprócz przepisów na chlebek bananowy, umiejętności tworzenia konferencji wideo i tęsknoty za normalnością mogliśmy wynieść z kwarantanny też kilka innych, ważnych skarbów. I teraz wyjątkowo przyjemniej jest  móc z nich korzystać, wracając do (nowej) normalności.


Autorka tekstu: Marcelina Żeligowska – licealistka. W przerwach od nauki  pisze, rysuje, ćwiczy jogę i zajmuje się duchowością. Uwielbia ubieranie myśli w słowa, ciepłe napary i synchronizację kolorystyczną. Jej zdaniem każdy może tworzyć, ale nie każdy został tego nauczony, a astrologia to nie nauka, ani religia, a mimo to się sprawdza.
Instagram: @morelamarcela
Instagram ilustracyjny: @marcelllined

Autorka ilustracji: Agnieszka Żyjewska (21) – studentka grafiki na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, silnie doceniająca wpływ małomiasteczkowości (Łomża represent) na jej życie twórcze i społeczne. Teatr Aktywny, w którym spędziła 5 lat swojego życia, nauczył ją tłumaczyć rzeczywistość na obraz wizualny, uzupełniający ją o nowe, nieoczekiwane konteksty. Ostatnio interesuje się estetyką „retro futury”, a w wolnym czasie marzy o lepszym jutrze.
Instagram: @agnieszka.zyjewska1