Pamiętam, gdy w liceum zastanawiałam się, jak zaplanować swoją przyszłość. Marzenia o tworzeniu muzyki czy pisaniu wydawały się zbyt nierealne, by je wcielać w życie. Dlatego skupiłam się na nauce biologii do matury z nadzieją, że dostanę się na wybrany kierunek, który być może da mi PRACĘ.

Gdy skończyłam (bardzo dobre) studia z bardzo dobrym wynikiem, plany szybko zweryfikowało życie. To nic niespotykanego, że dopiero po studiach człowiek przekonuje się, że to nie do końca było TO.

I wtedy pojawia się pytanie: co dalej? Wraz z pytaniem dochodzą smutne wnioski.

1) To nie mit, że bardzo liczą się znajomości. Pamiętam moment, w którym straciłam resztki motywacji – gdy dowiedziałam się, że ostatnia osoba, którą bym o to podejrzewała, dostała się do redakcji gazety dzięki rodzicom przyjaciółki. Najgorzej pod tym względem jest niestety w tych profesjach, w których najtrudniej jest dostać pracę – np. adwokat czy dziennikarz.

Kwestia znajomości jest dużo bardziej złożona. Osoba, która została zatrudniona dzięki koneksjom, będzie mieć zazwyczaj nieco łatwiej w pracy. Oczywiście generalizuję, ale nietrudno wyobrazić sobie sytuację, w której pracodawca znacznie łagodniej traktuje swoją bratanicę albo syna znajomych niż „obcych” pracowników.

W temacie znajomości nie można zapomnieć również o… pieniądzach. Konkretnie warto wspomnieć o nieruchomościach. Otworzenie własnej firmy to kolosalne przedsięwzięcie. Wynajem lokalu czy hali produkcyjnej to kwestia setek lub tysięcy złotych miesięcznie. Mało która osoba po dwudziestce ma tyle oszczędności. Jeśli natomiast dostanie się lokal od rodziny… sprawa robi się dużo, dużo prostsza.

2) Praca w polskiej służbie zdrowia to dopiero jest tragedia. Nie chodzi tutaj jedynie o (słusznie protestujących) lekarzy rezydentów, lecz także o pielęgniarki, psychologów czy ratowników medycznych. Wiecie, ile może zarabiać początkujący psycholog w przychodni państwowej? Nieco ponad najniższą krajową. Chyba nie trzeba nic dodawać…

3) Mogę spróbować robić karierę w dużej korporacji, ale czy naprawdę tego chcę? Są ludzie, dla których praca jest tylko środkiem do celu – pozwala zarobić pieniądze, które można później wykorzystać na podróże lub utrzymanie rodziny. Oczywiście są także osoby, którym pasuje taki zawód, bo np. lubią kreatywne, dynamiczne środowisko pracy.

Ale ja (niestety) do nich nie należę. Dlatego nie wyobrażam sobie spędzać 1/3 życia na robieniu czegoś, co nie ma dla mnie żadnego sensu i czuć się jedynie trybikiem w maszynie – za marną nagrodę w postaci owocowych czwartków i 26 dni urlopu.

Niestety, choć praca w działach IT, marketingu czy na stanowiskach biurowych potrafi być dobrze płatna, jest również wyczerpująca psychicznie. Przykładów nie trzeba szukać długo. Wpisywanie danych do tabelek w Excelu, pisanie artykułów reklamowych czy tworzenie kampanii dla produktów, w które zupełnie się nie wierzy – to nie są rzeczy, na które chciałabym poświęcić swoje życie. Poza tym do agencji czy korporacji trzeba się najpierw dostać. Wbrew pozorom nie jest to takie łatwe, a zarobki nie są takie atrakcyjne, jak często przedstawia się to w mediach. Czasami w telewizji czy Internecie znaleźć można wyssane z palca informacje, że w stolicy wszyscy mają zagwarantowane co najmniej kilka tysięcy na rękę – każdy, kto mieszka lub mieszkał kiedyś w Warszawie wie chyba, że to kompletna bzdura. W innych miastach może być jeszcze trudniej.

Znam wiele starszych od siebie osób, które po latach pracy w dużych firmach nie dawały rady i zwolniły się, wykończone brakiem sensu tego, co robią.

***

Wiem doskonale, że jest mnóstwo ludzi, którym udaje się spełniać marzenia, i też wciąż będę starała się to robić. Tylko często wymaga to bardzo wielu wyrzeczeń – np. pracy na etat i robienia czegoś „po godzinach”. Łatwiej jest może wtedy, gdy dostanie się np. mieszkanie od rodziców i nie trzeba oddawać większości wypłaty na czynsz, ale nie każdy ma takie szczęście. Bo w takich zawodach, jak artysta, psycholog czy nawet lekarz nie można na początku liczyć na wynagrodzenie, za które da się utrzymać.

To jest do zrobienia, ale nie każdy jest na tyle silny psychicznie, żeby długo tak funkcjonować. Czy to jest dobry świat, w którym aby dojść do punktu, w którym jest się szczęśliwym, nie można żyć „normalnie”, tylko trzeba pracować ponad swoje siły?

W naszym społeczeństwie panuje kult sukcesu i ciężkiej pracy. Nie udało ci się czegoś osiągnąć? Na pewno jesteś leniwy i się nie starasz! Co z tego, że przyczyną mogą być trudności materialne czy problemy zdrowotne. X lub Y śpi po 4 godziny dziennie i nie ma czasu dla siebie, bo tak ciężko haruje? Bierzmy z niego przykład! To nic, że może się to skończyć się utratą zdrowia lub załamaniem nerwowym.

Mówi się, że bycie nastolatkiem to najtrudniejszy etap życia, bo wiąże się z ogromnym zagubieniem. Z perspektywy czasu niekoniecznie się z tym zgadzam. Wtedy przynajmniej masz do tego prawo i czas, aby się zastanowić. Okres studiów to w oczach wielu ostatni gwizdek, by się ogarnąć i podjąć decyzję odnośnie tego, co chce się robić do końca życia (bo przecież wykonywanie tego samego zawodu do grobowej deski powinno być normą…).

Ja mam 25 lat i dopiero teraz czuję się naprawdę zagubiona – w końcu nie jestem już taka młoda i powinnam wiedzieć, co zrobić ze swoim życiem. Ale gdy rozmawiam ze znajomymi, szybko okazuje się, że oni mają tak samo jak ja.

Od jakiegoś czasu wszędzie pisze się o Pokoleniu Z, jego problemach i wyzwaniach, z jakimi się spotyka. Podczas gdy my, nieco zapomniani już Millenialsi, nie mamy się wcale lepiej. Poszukujemy swojego miejsca i pracy, która da nie tylko przyzwoite pieniądze, ale i poczucie, że to, co robię, ma sens.

Większe „perspektywy”, które mamy (jak często mawiają osoby wychowane w poprzednim pokoleniu), to czasem głównie większy mętlik w głowie.

To nie jest świat dla młodych ludzi.


Autorka tekstu: H. – psycholożka, feministka, miłośniczka natury. Pasjonuje się muzyką alternatywną (i nie tylko) oraz pielęgnacją. Pisze, myśli, słucha – najchętniej nocą, szukając gwiazd. Niedawno rozpoczęła instagramowy projekt @helena_trojanska_, w którym pisze o zdrowiu psychicznym, dbaniu o skórę i ducha, ważnych sprawach społeczno-politycznych i życiu z depresją – okraszając wszystko treściami na temat pielęgnacji ciała.

Autorka ilustracji: Julia Kaczor –  na co dzień mieszka w Niemczech, gdzie podczas kończenia szkoły średniej zajmuje się od niedawna z powołania ilustracją oraz grafiką. W wolnym czasie, gdy nie tworzy nowych rysunków, chętnie czyta magazyny life-stylowe, robi kolaże lub znajduje nowe second-handy w pobliżu. Jej prace przedstawiają sceny z codziennego życia, przedmioty i ludzi, zawsze ubarwionych niezwykłymi paletami kolorów czy teksturami. Największą inspiracją są dla niej ,,amatorskie” animacje i wszelkie wzory.
Instagram: @itsjuliakaczor