„Jak zarobisz? Nie będziesz mieć na godne życie? Całe życie chcesz być kustoszem w muzeum?” Odkąd wybrałam historię sztuki, ciągle słyszę te pytania. Ale na każde pytanie o to, kim chciałabym być w przyszłości, zawsze odpowiadałam tak samo. I odpowiadam tak samo od osiemnastu lat.
Kiedy jesteśmy mali, dużo mówi się nam o marzeniach. O tym, jak ważne jest realizowanie marzeń, bo to one sprawiają, że życie nie jest aż tak nudne i szare, jakby mogło być. I każde dziecko wie, że marzenia są ważne. Kim chciałbyś być, gdy dorośniesz? Będę księżniczką. Będę astronautą. Będę nauczycielką. Będę piosenkarką. Zostanę tancerzem. Marzenia są tym, co w dzieciństwie, potem w życiu nastoletnim, a niektórym szczęściarzom również i w dorosłości, wyznacza nam drogę życia. Wskazują drogę naszej kariery, a przynajmniej chcielibyśmy, żeby tak było. Pokazują nam, co jest dla nas ważne. I bardzo dobrze, że tak się dzieje.
Umysł dziecka jest niesamowity, bo jego wyobraźnia jest nieograniczona żadnymi realiami życia codziennego, które to niestety marzycieli w nas zabija. Po cudownym czasie błogiego dzieciństwa nadchodzi szkoła, a z nią decyzje, które będą wpływać na nasze życie. I niewskazane jest już myślenie kreatywne, bo nie wpisuje się w skalę oceniania, w to, czego system edukacji by od nas oczekiwał. Nasze odpowiedzi, mimo że mądre i często odkrywcze, nie mieszczą się w kluczu. Mniej się liczy to, co czujemy, a bardziej to, czego się nauczyliśmy. A kolejne decyzje, które musimy podjąć, szkoły które musimy wybrać i profile klas, do jakich chcielibyśmy dołączyć ograniczają. W liceum zaczynamy zapominać o wizjach estrady, którą byśmy zawładnęli swoimi głosami, o tych wielu galaktykach i gwiazdach, które przecież czekały na to, abyśmy to właśnie MY je odkryli. Teraz, w świetle egzaminów i matur, nasze gwiazdy powoli zaczynają tracić swój blask i ustępują podium tym czterem poprawnym odpowiedziom, które na arkuszu mamy zakreślić w kółko.
I jasne, nie można powiedzieć, że wiedza szkolna nie jest nam potrzebna, bo mówienie tak byłoby kłamstwem. Szkoła kształci i kierunkuje nas, pozwala znajdować swoje własne ścieżki i tematy, które mogą nas zainteresować. Ukulturalniają nas lektury na języku polskim, ekonomia uczy wypełniania druków urzędowych, niezbędnych w dorosłym życiu, a historia pokazuje nam czyny naszych przodków, abyśmy na ich podstawie mogli wyciągać wnioski i unikać popełniania tych samych co oni błędów. Jednak w jakiś sposób jednocześnie zabija w nas marzycieli. A przynajmniej w większości. Bo w pewnym momencie przestajemy zajmować się tym, co naprawdę interesowało nas dawniej, a w zamian za to siedzimy nad książkami, stresując się przed testami, a na lekcjach nauczyciele niemal odliczają dni, które pozostały nam do matury. Gdzie w tym jesteśmy my?
Zbyt idealistycznym podejściem byłoby myślenie, że marzyciel, którego mieliśmy w sobie za dzieciaka zostanie w niezmienionej formie z nami na zawsze. Myślę, że jest on wtedy z nami, aby łatwiej nam było zrozumieć świat, jakoś go sobie wytłumaczyć. Szkoda tylko, że potem odchodzi.
W pewnym momencie życia, chyba było to gimnazjum, zrozumiałam, że utracenie go byłoby najgorszą rzeczą jaka mogłaby mnie spotkać. Zrozumiałam, że w życiu nie chcę robić tego, co będzie mi dawać duże zarobki, lecz to, dzięki czemu będę się czuła wartościowym i spełnionym człowiekiem. Co sprawi, że będę człowiekiem spełnionym w swoich oczach. Bo to powinno stać zawsze na pierwszym miejscu – to co my sami o sobie myślimy.
Całe życie, już od maleńkości, zadają nam jedno i to samo pytanie. Kim chciałbyś być, gdy dorośniesz? A jednocześnie tak często nasze odpowiedzi zbywane są śmiechem. Bo przecież wizje, w których jesteśmy astronautami, piosenkarzami, tancerzami, księżniczkami i rycerzami, królami i królowymi są tylko dziecięcą paplaniną. Marzeniami, które jednak tylko marzeniami pozostaną, bez szansy na ich spełnienie. W gimnazjum musieliśmy wiedzieć, do którego liceum iść. W liceum mieć obraną ścieżkę kariery, a do niej dobierać przedmioty maturalne. I skreślamy nasze dziecięce marzenia zamieniając je na te materialnie, opłacalne. I nikogo już nie obchodzi o czym marzyliśmy za dzieciaka i czy to, z czym wyszliśmy na koniec jest tym, czego pragnęliśmy. A przecież właśnie to powinno być najważniejsze. To o czym marzymy powinno być tym, do czego dążymy.
Dlatego, gdy tata pyta się mnie, czy już wybrałam sobie krzesełko w muzeum, w sali, gdzie po ukończeniu studiów z historii sztuki zasiądę, by pilnować obrazów, odpowiadam z dumą, że tak. Wybrałam swój kierunek z dumą i satysfakcją, bo nie rezygnuję z marzeń, ale łączę je w jedno. A inni niech mówią co chcą…
Autorka tekstu: Julka Błach – miłośniczka sztuki, literatury i podróży. Na co dzień zaczytuje się w listach Szymborskiej, pije kawę i pisze. Marzy jej się dom nad morzem i własna kawiarnia, ale póki co usilnie próbuje wybrać kierunek na studia.
Autorka ilustracji: Ola Perec (30) – ilustratorka, designerka, rzeźbiarka oraz pasjonatka malarstwa batikowego. Tworzy, inspirując się naturą. Uwielbia tematy związane ze zwierzętami, magią, która jest w ludziach i w świecie. Jej prace można zobaczyć tutaj:
Behance: olaperec9c61
WWW: olaperec.com
Instagram @lepszyrydzniznic