Choć Ugorna jest debiutantką w świecie muzyki, dokładnie już wie, co chciałaby przekazać swojej publiczności. Decyduje się na rozwiązania bliskie jej sercu i poczuciu estetyki. Robi to wszystko ostrożnie – to dlatego ten debiut jest tak wyczekany. Artystka pracowała nad sobą po to, by móc swoją herstorię opowiedzieć w sposób nieinwazyjny. Odnalazła też w sobie bunt, który pozwolił jej w końcu żyć w zgodzie z samą sobą. Twórczość Ugornej jest czymś nowym. Jest historią szczerą i naprawdę przyjemną dla ucha. Słowem: po prostu daje kopa!
Wiele osób może cię kojarzyć z występów w The Voice of Poland. Było to jednak kilka lat temu. Dlaczego akurat teraz zdecydowałaś się wydać płytę? Siedziałaś do tej pory w Przedpokoju?
Tak, zdecydowanie było to kilka lat w Przedpokoju. Miałam już chwilowe wyjścia – otwierałam drzwi, ale po chwili uciekałam z powrotem do środka – z racji nieprzepracowanych sytuacji, emocji, które cały czas wracały do mnie. Musiałam zmierzyć się sama ze sobą, nabrać pełnej świadomości, żeby też w żaden sposób nie obciążać odbiorców. Ja należę do tych bardziej emocjonalnych osób. Od samego początku było mi z tego powodu trudno. W The Voice of Poland też nie było łatwo, musiałam tam trochę walczyć sama ze sobą i przetrwać. Trochę odchorowałam ten mój pobyt. Zanim zaczęłam żyć pełnią życia, wiele musiałam się dowiedzieć o sobie samej. Otworzyłam się na słowo, żeby dokładnie wiedzieć, czego oczekuję i co chcę powiedzieć. To, w jaki sposób komunikuję się z odbiorcami jest dla mnie bardzo ważne.
Czyli teraz czujesz, że jesteś gotowa?
Tak. Mieliśmy zamknięty materiał muzyczny rok temu. Później trwały poszukiwania osób, z którymi mogłabym zrealizować moją wizję tego, jak chciałabym zadebiutować i które czują to na sto procent – wejdą w to tak samo głęboko jak ja. Teraz mam mojego menadżera i to jest niesamowite, jak dobrze się dogadujemy. Wszystkie rzeczy w pierwszej kolejności wychodzą ode mnie i otrzymuję pełną akceptację tego, co robimy. To jest czas dla mnie! (śmiech) Teraz nie wstydzę się swojej twórczości. To jest coś, z czego jestem dumna i budzę się rano z poczuciem spełnienia; wiadomo, że jeszcze daleko do takiego “pełnego”, bo chciałabym wydać kilka płyt i zawodowo śpiewać przez lata, więc dalej walczę. Ale jak na dobry początek – jestem zadowolona. (śmiech)
Mówisz, że nie chcesz obciążać słuchaczy. Jeżeli istnieje takie ryzyko, dlaczego decydujesz się na tak emocjonalne występy?
Mam wrażenie, że od zawsze miałam taką misję. Zabrzmi to infantylnie, ale rzeczywiście tak jest. Miałam 9 lat i silną nerwicę lękową – odcinałam się od rzeczywistości i od świata. Pamiętam ten moment, kiedy naszła mnie myśl, że jestem tutaj po coś. Bardzo motywowało mnie do życia to, że nie jestem jednostką, która nic nie wnosi do świata. Założyłam sobie, że będę wykorzystywać to, co w sobie mam. A miałam w sobie ogromną siłę – pewnie przez moją wrażliwość. Wiedziałam, że muszę coś więcej powiedzieć, tylko byłam zablokowana przez to, że cały czas uciekałam przed sobą samą i przed swoimi myślami. Mój mózg przez wiele lat był nastawiony nie na progres i przyswojenie nowych rzeczy, a na wieczną ucieczkę. Pogodziłam się z tym w ciągu tych paru lat.
Brakowało ci poczucia sprawczości?
Zdecydowanie. Przez wiele lat otwierałam się na to, co chcę powiedzieć, bo to w ogóle do mnie nie docierało. To była ściana, przez którą nie mogłam się przebić. Wiedziałam, że mam jakiś ogromny dar, bo rzeczywiście wielu rzeczy nie musiałam się uczyć. Popełniałam wiele błędów na egzaminach, a wszyscy mówili: „Wow! Wspaniale!” – a ja zdawałam te egzaminy na kacu, po studencku (śmiech). Pamiętam takie zaliczenia i chwile, kiedy miałam świadomość, że to nie jest dobre, że ja nic nie daję od siebie.
Może chciałabyś teraz zasłużyć na ten dar, dzieląc się swoją twórczością.
O! Rzeczywiście (śmiech).
Jak powstaje to, o czym śpiewasz? Wiem, że jest wiele różnych autorów twoich tekstów. Jak to się dzieje, że twoje doświadczenia zostają zmienione na tekst przez kogoś innego, a ty nadal się z tym utożsamiasz?
To wygląda tak, że rzeczywiście przez długi czas próbowałam sama pisać. Na samym początku pracowałam z kilkoma osobami, np. z Karoliną Kozak. Później zaczęłam nagrywać pierwsze rzeczy, które stworzyłyśmy. Ona jest fenomenalna. To tekściarka z ogromnym doświadczeniem, uwielbiam ją i bardzo cenię. Na późniejszym etapie poznałam Paulinę Przybysz, która zgodziła się na to, żeby mnie wysłuchać i ze mną współpracować. Po prostu zaczęła słuchać moich historii z życia, z dzieciństwa. Opowiadałam o rzeczach, które przepracowywałam i które chciałam przekazać innym. Nie raz się popłakałyśmy, pośmiałyśmy. Wyglądało to tak, że czasem zdążyłam tylko z Józefowa dojechać do domu, na Powiśle, a już powstał tekst, który nie wymagał żadnej korekty. Tak było z Ziemią Ugorną. To było tak mocne, tak niesamowite, a my tam nie zmieniłyśmy nawet jednego słowa. Ona mnie bardzo rozumiała, bo przechodziła przez podobne etapy, tyle że trochę wcześniej. Totalnie rozumiała o czym mówię, co jest dla mnie najistotniejsze i co bym chciała w tych tekstach przekazać. One są bardzo emocjonalne. Pewnie druga płyta już będzie taka… na rozluźnienie, gdzie sobie odpuszczam. Mamy kilka niespodzianek.
Twoja piosenka Dupa jest według mnie luźniejsza. Pozwala otrząsnąć się z tych wszystkich cięższych uczuć.
Ta Dupa będzie fenomenalnym zakończeniem. (śmiech) To ostatni singiel, który zapowiadał płytę. Cieszę się, że został tak dobrze przyjęty.
Wydałaś już piosenkę Woda, której tekst jest wierszem Zuzanny Ginczanki. Na twojej płycie znowu śpiewasz jej poezję. Dlaczego decydujesz się śpiewać twórczość liryczną?
Właśnie od tego się wszystko zaczęło. To był pierwszy tekst, który zaśpiewałam na tę płytę. Poczułam, że to jest to. Połączenie tej osoby z moją twórczością, ze mną i z moją historią, sprawiło, że bardzo utożsamiłam się z autorką.
Co to znaczy, że od tego się wszystko zaczęło?
Dostałam Wodę od Pawła Walickiego (znajomego). Bardzo w tę poezję uwierzyłam. Zaczęłam szukać więcej treści. Paweł Zalewski (producent płyty) napisał do tego utworu muzykę. Brzmieniowo, muzycznie uderzył we mnie bardzo dosadnie. Później przyszedł czas na kolejne utwory.
Mam wrażenie, że już się niestety powoli odchodzi od poezji śpiewanej.
Jak się to odpowiednio zmiesza z jakimś współczesnym akcentem, to powstaje coś naprawdę wyjątkowego. Jest też bardzo mocne w przekazie.
Zauważyłam też w twojej twórczości motyw buntu. Pojawia się on między innymi w piosence Jetlag, w której nie zgadzasz się ze współczesnym obrazem kobiety, ale też w live session piosenki Amok, gdzie piękny pałac spotyka się z twoim dzikim, ciężkim tańcem. Utożsamiasz się z tym buntem? Jest on częścią ciebie?
Bardzo! Ja ten bunt przechodziłam dosyć późno – koło trzydziestki. (śmiech) Mała Marzenka była bardzo posłuszna w domu. Wydaje mi się, że w moim dzieciństwie, w moim domu, mieliśmy bardzo duże przyzwolenie na wiele rzeczy, ale też pod kontrolą ojca. Chyba nie byłam nawet wtedy w stanie się mu przeciwstawić. To był tak silny charakter, że nawet nie próbowałam. Później pomagali mi się zmienić inni ludzie, głównie mężczyźni. Wydawało mi się, że wszyscy idealni, nikt nikogo nie może zranić, że wszystko jest takie prawdziwe i szczere. Później okazywało się, że było trochę inaczej. Miałam poważnych zawodników, którzy nauczyli mnie prawdziwego życia, tego buntu, tego, żeby w końcu się obudzić, zadbać i zawalczyć o siebie. Wiem, że oni byli mi tak naprawdę bardzo potrzebni, mimo nie zawsze dobrych emocji i wspomnień. Jestem naprawdę ogromnie wdzięczna za to, że mogłam ich spotkać, bo nie bez przyczyny się pojawili i nie bez przyczyny byli aż tak silni.
Czym jest jeszcze dla ciebie Amok?
Jest to forma zadbania o siebie oraz walki o swoje ciało, umysł i wnętrze. Wołanie o to, aby zauważyć to, co mamy w sobie najpiękniejsze, a nie tylko skupiać się na naszych kompleksach i niedoskonałościach. Jest to głównie hołd dla nas, kobiet, bo mamy w sobie niepotrzebne granice. To jest totalnie bez sensu, a jesteśmy przecież tak doskonałe!
Nagrałaś ten hołd w jednym z najpiękniejszych polskich pałaców. Estetyka wydaje się grać dużą rolę w twojej twórczości. Czasem spotykamy się ze stwierdzeniami, że muzyka łączona z estetyką jest pełna próżności. Jaka jest więc rola estetyki w tym, co tworzysz, lub rola tych pięknych sukni w teledysku do Ziemi Ugorna?
Estetyka jest dla mnie bardzo ważna i zwracam na nią uwagę. Wydaje mi się, że jest dodatkowym impulsem do działania i przekazem dla innych. Ubranie tej historii w słowa, ale też w to, co możemy zobaczyć i czego doświadczyć, jest dla mnie niezwykle ważne. Uwielbiam otaczać się pięknem, więc po prostu nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. To dodatkowe “podsycenie” moich historii. W czasach, gdy jesteśmy tak bardzo przebodźcowani, trudno, zaskoczyć. To nam umyka tak szybko, że coś musi naprawdę przyciągnąć naszą uwagę, żeby móc przejść do kolejnego etapu – wsłuchania się w całość przekazu. A nasze utwory są tak długie, że musimy dodatkowo inwestować w dobre obrazy. (śmiech) Ale sprawia mi to też ogromną radość.
Masz jeszcze piękny teledysk Przedpokój. Panuje tam mrok, ty jesteś w lateksowym stroju…
Tak, no nie spodziewałam się, że kiedykolwiek ubiorę taki strój. (śmiech) A tu proszę. Trochę się bałam, bo to też było dla mnie wyzwaniem, żeby w ten sposób zaprezentować się publicznie. Przesuwanie swoich granic jest naprawdę fajne.
Oprócz Amoku nagrałaś też drugie live session, w którym występujesz z coverem Miley Cyrus. Dlaczego zdecydowałaś się akurat na ten utwór? Rolę odgrywała tu artystka czy może przekaz piosenki?
Zdecydowanie przekonał mnie tekst. Nie zagłębiałam się wcześniej za bardzo w twórczość autorki. Chciałam zaśpiewać jakiś znany współczesny utwór i rzeczywiście ten tekst mnie bardzo przekonał. Pomyślałam sobie, że wszystko się zgadza, więc dlaczego miałabym tego nie zaśpiewać w swojej wersji. Wydaje mi się, że ten utwór się nam idealnie wkomponował w to wszystko, co dzieje się na płycie.
Według mnie macie też bardzo podobne głosy, często określane jako “ciemne”. W jakim stylu muzycznym lubisz go najbardziej używać? Mi kojarzy się on najbardziej z Męskim Graniem.
Marzę o tym, żeby wziąć udział w Męskim Graniu. Zdecydowanie lubię takie ciemniejsze, bluesowe brzmienia, chociaż moim celem jest robienie tego w taki sposób, żeby moja muzyka brzmiała współcześnie. Dlatego współpracuję z Pawłem Zalewskim. Trudno też określić, jak nazwać styl, w jakim gramy, bo ta muzyka ma bardzo szerokie horyzonty. Cały czas będziemy jeszcze eksperymentować i odkrywać nowe Ugorny. Na razie w tej się czuję dobrze i ona szczerze ze mnie “wypływa”.
Zdarza ci się czasem zmienić styl czy tekst, ponieważ coś jest teraz popularne, powinno się lepiej przyjąć?
Zdecydowanie nie! Nawet pamiętam, że gdy wielokrotnie spotykałam się z różnymi producentami, byłam ograniczona, ponieważ nie jestem muzykiem. Musiałam o tym opowiedzieć, a nie da się opowiedzieć o muzyce. Zwykle zaczynało się od pytania „Jak kto?”. Ja już wtedy robiłam się agresywna. (śmiech) Bardzo tego nie lubię i od tego stronię. Poświęć mi trochę czasu. Zobaczysz wtedy, w jaki sposób śpiewam, co mam do powiedzenia, jak frazuję, jak brzmi mój głos i w jakich rejestrach jest najlepszy. Wtedy razem możemy coś zrobić. Ważne, żebym to była ja. Nie da się powiedzieć „Jak kto?”. Możemy sobie wrzucać ludzi do muzycznych szufladek – to nie jest nic złego. Jednak przy tworzeniu (i na samym początku tej drogi) sobie tego nie wyobrażam. Przez 10 lat to był właśnie mój największy problem, bo nikt nie chciał mi poświęcić takiej ilości czasu, której bym oczekiwała. To też jest zrozumiałe, bo jestem debiutantką, ale ten czas był mi potrzebny, żeby móc się wyrazić i dokładnie móc przekazać to, kim jestem. Żeby to była Ugorna po prostu. Zawsze na pytanie „jak kto?” odpowiadam „jak ja – Ugorna!” (śmiech).
Często spotykamy się z pytaniami o porównanie się do kogoś. Jest to szufladkowanie i samego siebie, i innych.
Właśnie, a my szukaliśmy czegoś, co byłoby nasze i absolutnie nie byłoby “na fali” czy podobne do tego, co już jest. Nie chciałabym być drugą czy trzecią… Jesteśmy wszyscy tak bardzo różni, tak bardzo unikatowi i wyjątkowi. To tylko kwestia odnalezienia własnej tożsamości.
Wywiad: Apolonia Chojnowska (21) – studentka socjologii (która lubi to, co robi), kocia mama oraz pedantka w świecie organizacji. W wolnym czasie tancerka i koneserka taniego wina (pasje te świetnie udaje jej się połączyć).
Zdjęcia: Yan Wasiuchnik
Redakcja: Anita Głowacka (24).