Od jednego Lucypera
Anna Dziewit-Meller
Wydawnictwo Literackie

[Spoiler alert: tekst jest omówieniem książki i może zdradzać niektóre fragmenty fabuły]

Powieść w całości poświęcona śląskim kobietom, napisana przez Ślązaczkę – to niestety ewenement w polskiej literaturze. Jeśli już pisze i mówi się o Śląsku to z perspektywy górników, powstań lub wojen. Kobiece głosy z tego regionu nie należą do najpopularniejszych, dlatego losy Marijki i Katarzyny to wyjątkowa okazja, aby ogólnie lepiej poznać losy kobiet po II wojnie św. w naszym kraju. Anna Dziewit-Meller w Od jednego Lucypera przebija się przez stereotyp ciężko pracującej, twardej śląskiej baby i portretuje bardziej złożony obraz kobiet w latach PRL-u.

Przede wszystkim w powieści opisany jest bardzo ciekawy moment w historii. Po wojnie, kiedy władze komunistyczne potrzebowały rąk do pracy, zaczęto forsować emancypację kobiet. Aby zachęcić je do ciężkiej pracy, promowano idee wyzwolenia z tradycyjnych ról społecznych. Dążono do samodzielności i niezależności kobiet, bo było to wtedy wszystkim na rękę. Miały więcej możliwości kształcenia się i zarabiania. Mogły pracować w zawodach zwyczajowo uważanych za typowo męskie. To był awans społeczny na potrzeby rozwoju państwa, które musiało podnieść się z gruzów wojny. Warunki pracy i płace wciąż pozostawiały wiele do życzenia, a do tego świeżo upieczone robotnice musiały się nauczyć łączyć ciężką pracę z obowiązkami domowymi. Ale pozwoliło im to wreszcie zobaczyć się w innym świetle, były bardziej dowartościowane w społeczeństwie.

Kobiety na Śląsku to przypadek szczególny. Z jednej strony chciały być nowoczesne, ponieważ tego wymagał od nich nowy styl życia. Czas po wojnie zmusił je do mozolnej pracy np. w kopalniach, bo brakowało mężczyzn. Z drugiej jednak strony były też przywiązane do bardzo silnie zakorzenionej katolickiej tradycji. Powodowało to wymieszanie roli Matki Polki i socjalistycznej robotnicy. I jak tu żyć?

Stereotyp Ślązaczki podpowiada wizerunek silnej głowy rodziny, która właściwie zarządza i ma spory autorytet. Jednak często były to kobiety po prostu uwięzione w domu, pozbawione możliwości rozwijania swoich pasji zawodowych. Do tego bywało, że bardzo szybko traciły mężów, bo praca w kopalniach była wyjątkowo niebezpieczna, więc stawały się młodymi wdowami. Bez perspektyw na przyszłość, skazane na życie w samotności.

Anna Dziewit-Meller potrafi w swojej powieści wykreować to rozdarte życie, tworzyć postacie niejednoznaczne, pełne wewnętrznego zagubienia. I na przykład Marijka — chce jednocześnie być jak najlepszą pracownicą, ale zdaje sobie sprawę, że nie tak łatwo jej będzie odrzucić zobowiązania wobec tradycji.

Niestety można się było domyślić, że tak zwana emancypacja nie trwała długo. Po 1956 r. okazało się, że wartości konserwatywne ponownie wróciły do łask i kobiety zaczęły być potrzebne gdzie indziej. Teraz miały opiekować się domem i rodzić dzieci. Teraz musiały pracować głównie w domu. Aby reżim komunistyczny trwał w sile, trzeba było zadbać o prosty podział ról dla kobiet i mężczyzn — nastąpił szybki koniec wyzwolenia. Nie było powrotu do wolności, bo mężczyźni dominowali systemowo. Z taką przewagą bardzo trudno jest wygrać, bo państwo zarządzane przez komunistów-mężczyzn z góry narzucało role płciowe, które miały służyć przetrwaniu posłusznego społeczeństwa.

Oprócz perspektywy PRL-u Anna Dziewit-Meller opisuje współczesność w osobie Katarzyny, która przed śląskimi traumami uciekła aż do Holandii. Wyparcie wspomnień w ogóle nie pomaga w ułożeniu sobie życia na nowo. Bunt przeciwko rodzinnej tradycji niedzielnego przejedzenia objawia w odmowie przyjmowania pokarmów. Ucieka przed patriarchalnym i chrześcijańskim Śląskiem do zachodniego świata, ale trudno jest budować swoją tożsamość, jeżeli w pełni nie pogodzimy się z przeszłością. Zmiana otoczenia pomaga tylko pozornie, śląskie życie i historia rodziny pozostawiają w niej głęboko ślad. Już na początku powieści zderzamy się ze wspomnieniami, które są ukryte jak pod pierzyną. Historia rodzinna to schowana szkatułka, w której bohaterka doszukuje się odpowiedzi na wszelkie pytania dotyczące tragicznych losów, ale znajduje jedynie coraz to nowe pudełka. Rodzinna pamięć jest pełna przemilczeń, ukrytych traum i niedopowiedzeń. Kasia uczęszcza na terapię i stara się odtworzyć życie Marijki, której tragiczny los był przemilczany przez pokolenia. Zbyt krótki i straszny miała żywot i nikt nie miał odwagi podjąć się wysiłku przepracowania tej traumy. Więc w Kasi na zawsze pozostał podskórny niepokój. Wieczne i bezowocne poszukiwania odpowiedzi. Bohaterka stara się dojrzeć przyczynę wiecznej udręki rodzinnej (a tym samym swojej), ale wspomnienia jej babci, Ślązaczki „o wiecznie skrzywionej twarzy” są zbyt zamaskowane. Kiedy babcia umiera, zostaje tylko pustka, ostatnia nić, która łączyła ją jakkolwiek ze Śląskiem, została zniweczona.

Zakończenie historii może być dla wielu kontrowersyjne, bowiem w życiu Kasi magicznie wszystko zaczyna się układać za sprawą zajścia w ciążę. Czy macierzyństwo może być rozwiązaniem na wszystkie problemy? Bohaterka tego nie planowała, ale weszła w rolę matki ze spokojem i nadzieją. Ale może właśnie potrzebowała założyć własną rodzinę, aby zrozumieć błędy przodków i na zawsze się od nich odciąć?

Tekst powstał przy pomocy książki Małgorzaty Fidelis „Kobiety, komunizm i industrializacja w powojennej Polsce”


Autorka tekstu: Aleksandra Lasota (26) – wieczna studentka, niewinna czarodziejka, jeździ pociągami pod specjalnym nadzorem i często tańczy do deszczowej piosenki. Oprócz tego marzy o rzymskich wakacjach.