Dlaczego nikt nie mówi o tym, jak trudno jest patrzeć na te wszystkie szczęśliwe i uśmiechnięte twarze, w momencie największego wewnętrznego załamania? Chociaż, może ktoś mówi. Może już nawet paręnaście razy to słyszałam, ale zawsze ignorowałam.

Bo co miałam mówić? Mnie złamane serce nigdy nie dotyczyło. Byłam tylko ja, sama ze sobą. Nie ruszały mnie radosne i zakochane pary przechadzające się obok ze splecionymi dłońmi. Nie miałam nic do ich miłości, do ich piękna, o którym na pewno byli przekonani. Nie wiedziałam, jak to jest się tak czuć, więc było mi nic do tego.

A teraz z każdym uśmiechem, z każdym dotykiem dłoni coś jeszcze bardziej rozrywa moje i tak już poszarpane serce.

Myślę sobie — dlaczego to nie my? Dlaczego inni ludzie, tacy jak ja, nie mogą patrzeć właśnie na nas i myśleć sobie: „Rety, jacy oni są szczęśliwi”.

— Co ty taka cicha dzisiaj? — słyszę za plecami, na co odwracam się na obrotowym krześle i tymi samymi smutnymi oczami, którymi wpatrywałam się w tę szczęśliwą parę przed chwilą, mierzę moją koleżankę.

— Chyba po prostu zaczęłam tracić cierpliwość do ludzi — wzdycham co najmniej tak, jakby rzeczywiście był to mój prawdziwy powód.

Dziewczyna wpatruje się we mnie ze zdziwieniem wypisanym na twarzy. Wiem, że nie zrozumie. A może tylko tak mi się wydaje? Może ona też przechodziła przez coś podobnego? Może wcale nie jestem wyjątkowa, tak jak zawsze myślałam?

Jak mam wytłumaczyć tym wszystkim ludziom, pytającym co u mnie, że w ciągu zaledwie miesiąca rzuciłam swoje serce na pożarcie i zostały mi tylko jego szczątki?

Pozbawione wszelkich emocji, wszelkiego życia, rozszarpane na kawałki, zmielone, wyzute i wyplute, z największą możliwą pogardą, jakby to wcale nie było serce, ten mistyczny znak miłości, tylko zwykły kawał mięcha, do którego nie trzeba mieć szacunku.

Patrzę w mądre oczy Ady. To moja najbliższa koleżanka w tym miejscu pracy, bo w końcu musimy sobie jakoś radzić, żeby nie zwariować. Praca w punkcie sprzedażowym w galerii wcale nie jest taka zła, kiedy masz się do kogo odezwać. Nawet to lubię. Lubię to, że mogę obserwować ludzi. Mogę zająć swoje myśli ich życiami, w których jestem tylko przez ułamek sekundy, gdy nasze spojrzenia przez przypadek się krzyżują. Potem ginę ja, giną oni, a we wspomnieniach pozostają mi tylko drobne szczegóły bezkarnie skradzione z ich wyjątkowości.

Myślę o tym, wlepiając wzrok w kolorowy nadruk na bluzie mężczyzny stojącego przede mną. „W tym świecie miłość nie istnieje” – głosi napis, a ja zaczynam się nad tym zastanawiać.

Nie słuchałam. Nigdy nie słuchałam porad, opowieści czy anegdotek wszystkich wokół. Uważałam, że tylko moje przeżycia są ważne, a doświadczenia innych nic mi nie dadzą. A mogłam słuchać. Może od dziś już będę.

— Kartą poproszę — wyrywa mnie głos mężczyzny, na co pokornie opuszczam mój wykreowany pałac myśli. Tylko tam odnajduję prawdziwą siebie.

Nabijam kwotę na terminal, lecz tak mechanicznie, beznamiętnie, jakby to urządzenie również nic nie znaczyło. Przecież znaczy, inaczej nie miałabym jak sfinalizować transakcji, mężczyzna by uciekł, nie dostałabym premii, nie miałabym jak sprzedawać.

Kolejny klient odchodzi i znów zostaję sama z moimi myślami.

Myślę o nim.

Pamiętam doskonale jego oczy i wzrok skierowany prosto na mnie, gdy mówiłam mu, że przecież wszystko się ułoży. Mówiłam tak, chociaż sama do końca nie miałam pewności. Abstrakcja.

Pamiętam jego głos, gdy codziennie wieczorem prawił mi te swoje motywacyjne sentencje, które sprawiały, że w końcu w coś wierzyłam.

Pamiętam bicie jego serca, gdy leżałam na jego klatce piersiowej i myślałam, że w końcu znalazłam dom.

Nie wierzę w żadnego boga. Jednak wtedy modliłam się, aby to nigdy się nie skończyło. Uległam. Padłam na kolana i do teraz nie mogę się podnieść.

Najtrudniej jest, gdy wracam do pustego domu. Nie mam psa ani kota. Nikt nie wita mnie od progu. Czasem jeszcze chcę rzucić „cześć”, zamykając drzwi, ale w ostatnim momencie się hamuję, bo dociera do mnie, że nikt mi nie odpowie. Wydaje mi się, że nie powinien znikać tak nagle. Z drugiej strony ja powinnam być na to bardziej przygotowana. Ale co ja mogę? Przecież już za późno.

Moja przyjaciółka chciałaby powiedzieć „a nie mówiłam?” Czuję to. Z szacunku do mnie milczy, tak długo, dopóki milczę ja. Gdy pękam, słyszę słowa pocieszenia. Trudno mi to wytłumaczyć, ale żadne na mnie nie działają. Czy to właśnie tak powinno wyglądać?

Gaszę papierosa o plastikową doniczkę na parapecie. Wyłączam piosenkę na Spotify, a dźwięki W domach z betonu cichną. Głos Martyny Jakubowicz ginie w otaczającej mnie pustce. To śmieszne, bo ja nawet nie mieszkam w PRL-owskim, szarym bloku.

Słyszę tylko samoloty przecinające niebo nade mną i głos pociągu jadącego z oddali. Tam też są zakochani ludzie, zapewne śmieją się, wtulają w siebie, zasypiają w swoich ramionach, modlą się o jak najszybszy koniec podróży. To też mogliśmy być my. Co ja gadam? Przecież w tym świecie w ogóle nie ma miłości.

Unoszę wzrok ku niebu. Nie wiem, w co wierzę. Nie ma takiej mocy, która mogłaby zwrócić mi nasze ostatnie dni, więc jak mam wierzyć w cokolwiek? Mogę tylko rzucić w eter słowa – dlaczego to właśnie ja jestem karana przez miłość? Dlaczego tak bardzo mnie nienawidzi, że zmusza mnie do klęczenia na rozgrzanym betonie, choć wokół jest mróz i śnieg? W tej ciszy czasami słyszę tylko demony oplatające moją szyję, skutecznie pozbawiające mnie tchu na długie sekundy.

Nie mogę spać w tym domu. Nie, kiedy pościel pachnie nim, widzę jego cień w łazience, a w kuchni wciąż są rzeczy, których lubił używać. W jednej sekundzie marzy mi się moc teleportacji. Boję się tylko, że gdybym już ją miała, to od razu przeniosłabym się do niego. Chociaż wiem, że by mnie tam nie chciał. Nie w tym momencie.

Zatapiam myśli w social mediach. Wpatruję się w ogłupiające literki na facebookowej tablicy i scrolluję w dół, licząc na to, że cokolwiek w sieci będzie w stanie mi pomóc. A to tylko głupi zabieracz czasu, odciągacz myśli, które po odłożeniu telefonu, od razu wracają.

Czasem myślę, gdzie jest i co robi teraz. Czy żyje wyśnionym życiem, czy wszystko mu się udaje, czy czasem też roni łzę i wyciera ją ukradkiem, żeby tylko nie przyciągać uwagi do tej krótkiej chwili słabości. Czasem zastanawiam się też, czy jakakolwiek natrętna myśl w jego głowie sprowadziła go do mnie. Czy przeszłam mu przez głowę chociaż raz, czy chociaż ten jeden raz pomyślał: „Szkoda, że to się tak skończyło”.

Ja często płaczę i chyba tylko sam diabeł na moim ramieniu wmawia mi, że to jest okej.

Wyświetla mi się kolejny post o poszukującym domu piesku. Ronię jedną łzę za wszystkie zwierzątka, które przedświąteczny okres muszą spędzić w schroniskach. Niżej informacje z ostatniej chwili o tragicznym potrąceniu ludzi na świątecznym jarmarku. Kolejna łza wydostaje się na wysuszoną zimnem skórę. Za wszystkich tych, którzy odeszli stąd za wcześnie.

A potem znów uciekam myślami do niego, bo przecież życie jest tak krótkie. Za krótkie! Za krótkie by nie kochać, za krótkie by sprawiać, aby ktokolwiek przez nas płakał, za krótkie na bycie złym człowiekiem.

Nie chcę się nim stać, ale codziennie tak bardzo boję się przemienić w istotę nienawidzącą każdej pięknej chwili w tym krótkim życiu i jednocześnie nienawidzoną za swoje własne jestestwo.

Biały ekran razi moje oczy, wybijając się z ustawionego systemowo ciemnego trybu w moim telefonie. Nonszalancko ułożone litery sklejają się w słowa na białym tle. I każde kolejne czytane przeze mnie słowo boli coraz bardziej, jakby chciało zabrać mi resztki mojego serca:

Nie widziałam cię już od miesiąca.
I nic. Jestem może bledsza,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca,
lecz widać można żyć bez powietrza!

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska. Miłość. Mój ulubiony wiersz. Tym razem jednak uderza mocniej i trzyma mnie, bije swoimi niewidzialnymi piąstkami, z każdym uderzeniem zadaje mi coraz mocniejszy ból.

Można żyć bez powietrza. Powoli ginąć. Dusić się. Bez oddechu, bez tlenu, bez osób, które były twoim powietrzem. Jest to bolesne, ale można.


Tekst: Wiktoria Niedzielak – 23 lata, wychowana w małej wsi w województwie pomorskim, a od kilku lat rozwijający się ‘słoik’ w stolicy. Od dziecka tworzy teksty do szuflady. Amatorsko tworzy romanse, uważając, że nic w życiu nie jest tak piękne jak uczucia. Studentka marketingu, marząca o wydaniu swojej własnej powieści.

Korekta: Iga Dudzińska.

Ilustracje: Paulina Niemczuk – ilustratorka, graficzka, laborantka w III Pracowni Grafiki UAP. W swoich pracach porusza wątki dotyczące dualizmu, cielesności i poczucia (siebie). Instagram: @niemczukp, Behance: @niepaulina.