Wakacje po piątej klasie, moja waga i ja. Że mam nadwagę wiem. Po pierwsze – jak nie wiedzieć, skoro lustra wiszą w domu? Po drugie – jak się już posiada nadprogramowe kilogramy, to raczej nikt nie pozwala zapomnieć. Ludzie przypominają o tym na każdym kroku. Na koloniach, obiedzie u babci, szkolnym korytarzu. Przypomina nawet chłopak, któremu to inni regularnie przypominają o jego nieurodziwości. To uświadamia, że w tej dżungli to ty jesteś na końcu łańcucha pokarmowego.
A podobno ludzie ludzi nie jedzą.
Zawsze za dużo. Tu wychodzi brzuch, a powinien być płaski. Im większa przerwa między udami, tym lepiej. Ja nie mam żadnej, uda obcierają się latem, jeszcze dobitniej uświadamiając, że nigdy nie będę wyglądać jak te modelki z “BRAVO Girl” albo chociaż szczupłe koleżanki, które tańczą przytulańce na dyskotekach.
Ile ma się lat w piątej klasie? Jedenaście? A zatem moje jedenaście lat przechodzi na dietę. Koniec ze słodyczami, koniec z białym pieczywem. Regularnie witamy za to godzinne ćwiczenia z Cindy Crawford na kasecie. Odpalałam je zbyt często. Plus taki, że chudnę. To dobre dla zdrowia, prawda? Nie mam pewności, czy równie zdrowe jest to krzywe spojrzenie, które rzucam swojemu ciału w lustrze.
Miałam wtedy jedenaście lat. Dzisiaj mam dwadzieścia sześć. Od tamtej pory moja dieta trwa, chociaż od dawna nie powinna. Nawet gdy wydaje mi się, że o tym nie myślę, to jednak myślę. BMI jest na piątkę z plusem, ale…
Ale zbyt często niszczy ludzkie życia.
Tylko że ja z roku na rok mądrzeję. Uczę się swojej wartości. Patrzę w lustro i widzę wszystkie filmy, przez które płakałam, książki, które przeczytałam, ludzi, z którymi rozmawiałam o tym, czym pachnie dusza. Każde spotkanie, które mnie zmieniło, krok, który przeszłam i momenty, w których dotknęłam dna, ale się od niego odbiłam. Widzę ulubione piosenki, uratowane ślimaki i napisane wiersze.
Już wiem, że jestem czymś więcej niż swoją wagą.
Chciałabym spotkać teraz siebie z czasów nastoletnich i powiedzieć tej zakompleksionej dziewczynce kilka wartościowych słów. Słów, które powinien usłyszeć każdy człowiek od momentu, w którym pierwszy raz zapłakał na porodówce:
Piękno to pojęcie względne. Brzydota to pojęcie względne. Nie dbaj o to, czy jesteś najpiękniejsza. Dbaj o to, czy jesteś szczęśliwa.
To podobno banały. Cóż, kłóciłabym się, i to na śmierć i życie, ponieważ pracuję z dziećmi. Jeśli zaś ktoś pracuje z dziećmi, to doskonale wie, że to żadne banały, tylko materiał obowiązkowy do przerobienia. Doskonale pamiętam lekcję z ósmoklasistką, na której poprosiłam dziewczynkę o wymienienie jednej rzeczy, którą lubi w swoim wyglądzie.
Wybrała uszy. Uszy. Po dziesięciu minutach maglowania wybrała USZY. I nie żeby je jakoś specjalnie wielbiła. To po prostu jedyna część ciała, której się nie wstydziła.
I niech ktoś powie teraz, że: a tam, czym się martwić, przecież nastolatkowie już tak mają. Mają tak, bo świat, w którym się wychowują, robi ich od najmłodszych lat w konia. Później dzieci dorastają i zmieniają się w nieszczęśliwych dorosłych.
Zastanawiam się czasami, co by było, gdyby mi ktoś powiedział w wieku nastoletnim, żebym odpuściła. Tak zwyczajnie, po ludzku. Gdyby wpadł mi w życie i wytłumaczył, że ciało to ciało. Ma fałdki, zagłębienia i nierówności. Ma krostki, włosy, i to jest, o zgrozo, normalne. Ciała mają to do siebie, że się pocą, w lepsze dni rażą blaskiem, a w gorsze potrzebują przestrzeni i kremów punktowych.
Jak to możliwe, że przez dwadzieścia lat mojego życia nie usłyszałam tego ani razu? Ani jeden człowiek nie wpadł na to, żeby mnie uświadomić.
Jest Wigilia. Pieróg, barszcz i prezenty. Wyciągam z pudła przepiękne ogrodniczki wykonane z materiałów z odzysku. Ileż ja na nie czekałam! Pokazuję je całej familii, żeby podziwiali, i tłumaczę, jaka to fajna inicjatywa, jak ekologicznie, jak fantastycznie.
I wtedy słyszę: Sama świata nie zmienisz.
Mina mi rzednie i puls skacze. Denerwuję się, ponieważ jestem po strajkach przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego, jestem po rzuceniu pracy w szkole, która wykańczała mnie psychicznie, jestem po przygarnięciu kota-przybłędy, po ograniczeniu spożywania mięsa do minimum, zrezygnowaniu z kupowania nowych ubrań, adoptowaniu pszczół i, do diabła, słonia afrykańskiego. Denerwuję się, bo słyszę to na okrągło. Denerwuję się, ponieważ od lat robię wszystko, żeby żyć w odrobinę lepszym miejscu, a wiecie, gdzie żyję?
W Polsce.
I przysięgam, gdyby ta jedenastolatka, która tak uparcie się odchudzała, skupiła się na budowaniu własnego zdania, to jako dwudziestopięciolatka nie musiałabym uczyć się, jak myśleć. Gdyby ktoś tej jedenastolatce powiedział, że zamiast przeglądać się godzinami w lustrze i wytykać sobie wady, mogłaby się rozwijać i szukać swoich mocnych stron, nie płakałaby przed maturą, że w niczym nie jest dobra. Gdyby wytłumaczono jej, że wygląd nie świadczy o jej wartości, nie dawałaby latami sobą pomiatać, sądząc, że nie ma światu nic więcej do zaoferowania.
Jedna osoba nie zmieni świata? Co za bzdura.
Jedna osoba to cały kosmos. Jeżeli zaś ten kosmos ratuje inny kosmos, to już nie są sprawy małe. To sprawy najwyższej wagi.
Jeżeli jedna osoba w nas wierzy, to czasem wystarczy, żeby się nie poddać. Jeżeli jedna osoba staje murem za swoimi wartościami, może być inspiracją dla setek innych. Jeżeli jedna osoba ma w sobie odwagę krzyczeć, udowadnia innym, że w ich krtaniach również jest głos.
Nie jestem za mała, żeby zmieniać świat. Jestem kosmosem, do diabła.
Tekst: Justyna Luszyńska – pisarka, feministka, wkrótce mieszkanka domu na kółkach, którym zamierza wyjechać w świat, hen daleko. Najlepiej do Islandii, oglądać zorze polarne i wieloryby. Uwielbia filmy kostiumowe, zna prawie wszystkie piosenki ABBY i mogłaby codziennie jeść pieczone bataty. Zawodowo magistra filologii angielskiej, która wypisała się z nauczania. Woli pisać, niż denerwować się na nienormalny system. A napisała w sumie dziesięć powieści, dwa zbiory opowiadań, około dwustu wierszy i sztukę. Od 2018 roku prowadzi stronę oraz autorski projekt „Listy nasze do Was”.
WWW: pisadlo.pl
Instagram: @pisadlo.pl
oraz: @wydajcie_mnie
Ilutracje: Natalia Konca (ur. 1997) – lustratorka, rysowniczka, projektantka tkanin, szerzej znana jako namazane. Dyplom magisterski z wyróżnieniem z projektowania tkaniny na ASP w Łodzi w 2021 roku. Dyplom licencjacki “Mój rysunkowy pamiętnik” – kolekcja tkanin drukowanych, wyróżniony na przeglądzie See&Say. W wolnych chwilach zbiera starocia, aparaty Polaroid i jeździ na wrotkach w Łódzkim Gangu Wrotkowym.
Instagram @namazane