„Co ty się boisz ludzi?” – to pierwsze, co usłyszysz, wyznając, że cierpisz na fobię społeczną. Nie, nie oznacza to, że będę uciekać przed każdym człowiekiem napotkanym na ulicy. Obawiam się, że moje niedoskonałości/błędy/niekompetencje ujawnią się w sytuacjach społecznych. Odczuwam lęk przed tym, że ludzie mnie ocenią. Zatrważa mnie fakt, że ludzie zobaczą to, czego nie chcę, aby widzieli. Albowiem mój wewnętrzny krytyk mówi mi, że nie poradzę sobie. Sądzi, że wyjdę na idiotkę, wygłupię się. A wszyscy wokół mnie patrzą na mnie i na moją nieporadność, formułując o mnie w swych głowach niepochlebną opinię.

Zresztą, jak zawsze. Po wielu sytuacjach społecznych zakończonych fiaskiem mam całkiem dobrą podstawę, aby przyjąć, że faktycznie jestem do niczego.

Gdy dopada mnie lęk, mam wrażenie, że zabiera mi racjonalne myślenie, jakąś część mnie. Czuję się, jakby raptownie mój mózg robił fikołka. Doznaję jakiegoś obezwładnienia, obnażenia, jakbym nagle stała całkiem naga przed tłumem obserwujących mnie osób. Odczuwam ucisk i niemożność jakiegokolwiek działania.

W jednej chwili wszystko wyparowuje z mojej głowy i zaczynam gadać totalne głupoty, których automatycznie żałuję, gdy powrócę do obecnej chwili.

Liczne analizy w celu dowiedzenia się, co poszło nie tak i co powinnam zrobić inaczej. Jeszcze liczniejsze plany i przygotowania do tego, co się wydarzy, sprawiają, że koncentruję się tylko na moim wewnętrznym lęku. Patrzę przez niego na świat.

Dlatego ja wolę pozostać w cieniu. Wycofać się i pozostać w swojej bezpiecznej strefie, gdzie strach mnie nie dopadnie. Choć to również mnie boli.

Ludzie uważają, że osoby z fobią społeczną to jednostki introwertyczne, aspołeczne, wybierające z własnej woli pozostawanie w samotności. To błędne myślenie.

Osoby z tą przypadłością to również jednostki ekstrawertyczne, których wcale nie zadowala samotność. To prawie tak, jakby wegetarian_ka, został zmuszony_a do pracy w sklepie mięsnym.

Czasem mam wrażenie, że to mój lęk decyduje za mnie. To on wybiera opcję ucieczki, a ja jestem tylko marnym wykonawcą jego rozkazów. Lęk powoduje, iż nawet błahe dla większości czynności wydają się tak odległe i niemożliwe. W głębi duszy chcę, aby moje życie wyglądało zupełnie inaczej. Pragnę nieskrępowanie udzielać się i być przebojową osobą, która nie boi się podejmować ryzyka i próbować nowych rzeczy. Pragnę żyć takim życiem, jakim żyją inni, a nie koncentrować się na tym, co mnie ogranicza. Przeraża mnie bycie w centrum uwagi, a jednak marzę, aby zostać dostrzeżona.

To, że osoba cierpi na niepokój społeczny, nie oznacza, że nie zna zupełnie nikogo. Sytuacja czasami bywa odwrotna. Znamy wiele osób, ale tak właściwie nikogo wystarczająco blisko, by móc nazwać go przyjacielem. Jesteśmy otoczeni ludźmi, ale oni nie traktują nas tak, jakbyśmy tego chcieli. Często nie mieli okazji naprawdę nas poznać. Widzą nas tylko osaczonych lękiem.

Mylnie sądzi się, że niepokój społeczny to nieśmiałość. „Nie przesadzaj, przecież większość ludzi jest nieśmiałych”. Fobia społeczna to coś więcej niż nieśmiałość. Nieśmiałość to cecha charakteru. Lęk społeczny mnie nie definiuje. On nie pozwala mi ukazać mojego prawdziwego „ja”.

Ty myślisz, że uciekam wzrokiem, bo nie interesuje mnie to, co mówisz. Ja natomiast przeżywam wewnątrz najgorsze katorgi, przypuszczając, iż już wiesz, że jestem najnudniejszą osobą, jaką w swoim życiu spotkałeś.

Nawet podczas pisania tego tekstu mój krytyk nie odpuszcza. Z tyłu głowy plącze się ciągle myśl o tym, że moja praca nie jest wystarczająco dobra. Mój perfekcjonizm wzrasta, kiedy narażam się na reprezentowanie czegoś publicznie. To nie może być na 90%. To musi być na 100% albo nie być wcale, gdyż inaczej odbiorę to jako porażkę.

Przewiduję najbardziej katastrofalne sytuacje. Wystawię się na krytykę, wszyscy ocenią moją pracę negatywnie, bo na więcej nie zasługuję. Bo moje doświadczenia z przeszłości nauczyły mnie, że ludzie mnie nie docenili. Mój mózg przywołuje sytuacje, w których poniosłam społeczną klęskę. Próbuje podpowiedzieć, iż tak samo będzie tym razem. Stara się mnie uchronić przed tym i zachęca mnie do tego, żeby odpuścić. Nie warto zaznawać potencjalnego cierpienia, rozczarowania, stresu, wstydu. Jednocześnie odwleka mnie od zaznawania radości, poczucia docenienia, zdobycia nowych doświadczeń, dumy z siebie. Chce dla mnie dobrze, jednakże jest jak nadopiekuńcza babcia, która chce uszczęśliwiać wszystkich na siłę i wbrew woli innych.

Dlatego dziękuję za wszystkie myśli. Dokonuję defuzji od nich i koncentruję się na tym, że nie są one prawdą objawioną. Są one tylko i wyłącznie myślami. To ja decyduję, co z nimi zrobię. Nie one za mnie. Teraz wiem, jak z tym walczyć. Teraz wiem jak walczyć o siebie.


Autorka tekstu: Aleksandra (17) – nastolatka z wieloma, wielkimi planami na przyszłość. Miłośniczka Skandynawii i chyba najwierniejsza fanka SKAM. Zainteresowana otaczającym ją światem, nauką języka migowego i czytaniem książek. Cały czas w poszukiwaniu siebie i swoich ideałów, lecz pewna jednej rzeczy – wiązania przyszłości z seksuologią i zmianą postrzegania seksualności przez ludzi.

Autorka ilustracji: Oleksandra Balytska – urodziła się w Kijowie w roku 1995. Ukończyła studia magisterskie na ASP im. Eugeniusza Gepperta we Wrocławiu. Zajmuje się ilustracją książkową i prasową oraz tworzy własne projekty graficzne.
Instagram: @alapictures

Redakcja: Anita Głowacka (22)
Linkedin: anitaglowacka1997