Prowadzenie własnego projektu i realizacja swoich pomysłów daje niesamowitą satysfakcję. Ale jest to jeszcze fajniejsze, gdy dzieli się tę przygodę z przyjaciółką. Nasza redakcyjna Ania porozmawiała z Natalią Romaszkan i Magdaleną Kreis, które zaczęły swój wspólny projekt artystyczny 3D jeszcze podczas studiów. Dziewczyny opowiadają nam o swoich działaniach balansie między prowadzeniem warsztatów a ich codziennym życiem i o tym jak to jest stawiać swoje pierwsze kroki w branży artystycznej.
Co to jest 3D? Co kryje się pod tą nazwą i skąd się wzięła?
Natalia Romaszkan: Nazwa 3D jest skrótem, a jej rozwinięcie to Dizajn Dla Dzieci. Oczywiście jest również związana z trójwymiarowością, ponieważ od początku chciałyśmy pracować jak najbardziej przestrzennie.
Magdalena Kreis: Nasz projekt realizujemy od 8 lat i w międzyczasie pojawiły się dwa ważne dla nas hasła. Pierwszym jest „rezygnacja z kartki A4”, która jest podstawowym sposobem ekspresji artystycznej. Przy okazji naszych ostatnich 7. urodzin pojawiło się drugie hasło: „kredek nie będzie”, co oznacza dla nas rezygnację z tradycyjnych środków i narzędzi pracy warsztatowej na rzecz bardziej nietypowego podejścia do tematów, materiałów i uczestników.
M: Jeśli chodzi o samą nazwę, to ważne jest też to, że projekt wywodzi się z galerii Dizajn BWA Wrocław. Tam odbywały się i odbywają nadal nasze warsztaty, tam wszystko się zaczęło.
A jak to się stało, że zaczęłyście współpracę z tą galerią? Czy myślałyście o tym jako o jednorazowej akcji, czy wieloletnim działaniu?
N: Planowałyśmy jeden cykl czterech warsztatów. To była trochę taka próba, nie wiedziałyśmy, czy to się sprawdzi, czy to się uda, czy będą na to chętni. Ale jakoś się udało!
M: Warto wspomnieć o tym, że galeria była w dość ważnym momencie. Katarzyna Roj została wtedy nową kierowniczką galerii i dzięki jej programowi miejsce to otworzyło się mocno na publiczność, na działania zapraszające ludzi do środka, do współdziałania, do podejmowania odważnych i ważnych zagadnień. Przestała być typowo obiektową galerią, do której przychodzi się oglądać jakąś dziwną rzecz, pewnie drogą i taką, której absolutnie nie można dotknąć. Współpraca z nami stanowiła więc pewnego rodzaju deklarację, że galeria Dizajn BWA Wrocław otwiera się także na dzieci.
Jak się poznałyście?
N: Poznałyśmy się na studiach na wrocławskim kulturoznawstwie. Ja studiowałam wtedy na pierwszym roku, a Madzia na trzecim. Przypadkiem znalazłyśmy się na tych samych zajęciach.
Jakie umiejętności i cechy charakteru sprawiają, że uzupełniacie się nawzajem i razem współtworzycie projekt 3D?
M: Myślę, że tak naprawdę jesteśmy bardzo podobne. To, jak bardzo się uzupełniamy widać było zwłaszcza na początku wspólnej pracy. Byłam wtedy w szkole animatorów kultury, a Natalia siedziała w temacie dizajnu. Mogłyśmy się wzajemnie wspierać, łączyć kompetencje i wymieniać wiedzą. Dzięki temu każda z nas rozwijała się na nowej płaszczyźnie.
N: Mamy podobne temperamenty i podobne potrzeby komunikacyjne. Lubimy dużo ze sobą rozmawiać, ustalać, mieć wszystko przegadane. Nie każdy tak pracuje, a dla nas jest to bardzo ważne. Mamy podobny stosunek do pracy, podobną wrażliwość i nastawienie. Te same rzeczy nas wkurzają i cieszą – to bardzo istotne.
M: Poza 3D jesteśmy zaangażowane także w inne działania, w inne instytucje i pracę. Nasz wspólny projekt jest czymś, o co musimy szczególnie dbać, żeby nie stracić z oczu tego, że chcemy robić coś razem. Dlatego wzajemnie się motywujemy i szukamy małych bodźców, żeby sobie o tym przypominać.
N: Projekt trwa już od 8 lat i w tym czasie my również dorastałyśmy. Zaczęłyśmy go jeszcze w trakcie studiów, a teraz jesteśmy w zupełnie innym miejscu w życiu – dzieci, mieszkania, kredyty itd. Ale 3D to jest coś, co jest tylko nasze. Wiemy, że możemy zrobić z tym, co chcemy. Dopasowujemy ten projekt do naszego życia, do tego, na co w danej chwili jesteśmy sobie w stanie pozwolić.
Skąd czerpiecie motywację, jeśli macie dużo innych zobowiązań, a 3D to praca po godzinach?
M: Na pewno 3D wymaga od nas więcej wysiłku, bo nie odbywa się w standardowych godzinach pracy. To dotyczy też działań warsztatowych, które zazwyczaj odbywają się w weekendy. Kiedy my pracujemy, inni mają czas wolny. Czasami jest to męczące, gdy spotykamy się wieczorem, obie po 8 godzinach pracy. Oczywiście można powiedzieć: „O 18.00 idę do domu i oglądam seriale”, ale wymyślanie warsztatów też może być taką przyjemnością.
N: Jest też różnica w robieniu takich rzeczy w pracy, a dla siebie i po swojemu. Możemy spotkać się w knajpie i coś zjeść, albo w domu i wypić wino, a jeśli nie mamy ochoty się spotykać, to możemy sobie o tym nawzajem powiedzieć: „nie mam dziś ochoty, bo boli mnie głowa, mam okres”.
M: A nasza etatowa praca w innych instytucjach kultury przynosi nam satysfakcję i pozwala na rozwój. W tych różnych miejscach nabywamy nowe kompetencje i obserwacje, które potem możemy wykorzystać we wspólnym działaniu. Każda z nas ma coś innego, osobnego. To też jest fajne i chyba zdrowe.
Czy bardziej odpowiada Wam taki „wolny” model pracy?
N: Ten model nigdy nie jest do końca „wolny”, ponieważ pracując w branży kreatywnej, zawsze poruszamy się w obrębie instytucjonalizacji i w rytmie wniosków, dofinansowań, grantów. Nasza praca to nie tylko te dwie godziny warsztatu, ale przede wszystkim czas poświęcony na koncepcję, wymyślenie materiałów, zorganizowanie, skąd te materiały wziąć i gdzie je kupić, ogarnięcie zapisów, promocji, zrobienie zakupów. Pieniądze dostajemy jednak za same warsztaty i też nie jest tak, że otrzymujemy wynagrodzenie bezpośrednio po ich przeprowadzeniu. To nie jest do końca komfortowa sytuacja. W pewnym momencie przestało nas po prostu stać na takie życie: nieprzewidywalne, z nierównomiernym stopniem dochodów. Dlatego stwierdziłyśmy, że musimy zadbać o jakieś dodatkowe źródła dochodu.
Praca na wolnym etacie kojarzy się zazwyczaj z bardzo indywidualną pracą twórczą. A Wy ten projekt tworzycie razem. Czy to, że działacie wspólnie, jako przyjaciółki daje Wam dodatkową frajdę?
N: Ja wolę pracować zespołowo. Nasze warsztaty po prostu lepiej prowadzi się w dwie osoby. Zwłaszcza biorąc pod uwagę grupę, dynamikę działań i rodzaj materiałów, z którymi pracujemy. Tak jest praktycznie. Ale przede wszystkim jest to fajna przygoda, którą z kimś się dzieli.
M: Było kilka takich sytuacji, kiedy musiałyśmy wytłumaczyć, że pracujemy razem. Mamy wspólną stopkę w mailu i jeden adres przypisany do naszego projektu, gdy do kogoś piszemy, zawsze używamy liczby mnogiej. Mimo to zdarzyło się tak, że musiałyśmy jeszcze raz jasno podkreślić, że to nie jest tak, że jedna z nas przyjeżdża na warsztat. To jest pakiet i albo go bierzesz, albo nie prowadzimy warsztatów. Przez 8 lat nie zdarzyło się jeszcze, żeby jedna z nas poprowadziła warsztat bez drugiej.
Czy sądzicie, że branża kreatywna to trudne miejsce do stawiania pierwszych kroków?
N: Każde zawodowe pierwsze kroki są trudne. Wszystko zależy od indywidualnych kompetencji. Niekoniecznie tych mierzonych poziomem wykształcenia i ilością dyplomów, ale tych miękkich, związanych z komunikacją, otwartością, inteligencją emocjonalną i społeczną. Zawsze na początku się boisz, nie wiesz, jak trzeba podpisać jakiś papier, czytasz go siedem razy i wciąż nie rozumiesz, o co w tym chodzi.
M: Ważny jest pomysł na to, co się chce robić. My miałyśmy bardzo konkretną wizję – chcemy robić projekt edukacyjno-artystyczny. Wiedziałyśmy, że będzie o dizajnie i że zadedykujemy go dzieciom. Z biegiem czasu doszły różne elementy, takie jak działania rodzinne, projekty ze szkołami, książki, wystawy. Ale rdzeń naszego projektu był od początku jasny i wyraźny. Drugi, równie ważny aspekt, to po prostu pracowitość i sumienność. Chodzi o to, żeby na podstawie swoich pierwszych kroków i doświadczeń pokazać, że to jest to, co potrafisz, w czym chcesz się rozwijać.
N: Oczywiście nie wiadomo, jak to wszystko potoczyłoby się, gdybyśmy wtedy, będąc pełne entuzjazmu, usłyszały odpowiedź negatywną. Mogło nie być pieniędzy, czasu, coś mogło być już zaplanowane – jest tysiąc scenariuszy. Więc na samym początku musi być też kropelka szczęścia.
Powiedziałaś, że sednem projektu był dizajn i dzieci, czy to nie jest nieco paradoksalne? Powszechnie uważa się raczej, że dizajn nie jest dla dzieci?
M: Na tym polegała siła tego projektu. Był pierwszym i przez długi czas jedynym działaniem w tej tematyce skierowanym do najmłodszych.
N: My po prostu chcemy pracować z dziećmi, to nie jest tak, że przejrzałyśmy oferty i zobaczyłyśmy „O! Nie ma nic dla dzieci”. Praca z dziećmi wydawała nam się takim doświadczeniem, w którym się sprawdzimy.
A czy praca z dziećmi stanowi jakieś dodatkowe wyzwanie? Czy zdarzają się z tego powodu jakieś niespodzianki?
M: Myślę, że największą niespodzianką jest to, w jaki sposób dzieci myślą. Są totalnie otwarte, szczere, pokazują, czy coś im się podoba, czy są zainteresowane, czy temat jest dla nich ciekawy, czy materiał jest nowy. Nie mają jeszcze maski społecznej, nie myślą: „nie wypada powiedzieć, że mi się nudzi”. Szczerość reakcji jest najfajniejsza.
N: Dzieci nie mają łatwo, bo to nie one decydują, czy przyjdą na warsztaty czy nie, tylko robią to ich rodzice. Zdarza się tak, że mamy na warsztatach dzieci, które wcale nie chciały na nich być, a wolałyby w tym czasie grać na kompie.
M: Za to rodzice woleliby siedzieć wtedy z nami na warsztatach. Często było tak, że ktoś zapisywał swoje dziecko i mówił: „Ojej tak bym chciała wziąć udział w tych warsztatach, to takie fajne. No ale Tomka zapisałam”. Stąd pojawiła się formuła rodzinnych warsztatów.
N: Wszyscy jako dzieci mamy niesamowitą wrażliwość, którą życie nam po trosze odbiera, bo inaczej chyba byśmy sobie nie radzili z różnymi przeciwnościami. Widać to podczas warsztatów. Często później powtarzamy sobie różne sytuacje, odzywki albo pomysły, które podsłuchałyśmy.
Czy już jako nastolatki wiedziałyście, że chcecie w przyszłości realizować tego typu działania?
M: Ja od 10. roku życia chodziłam do pracowni plastycznej i oprócz tego, że malowałam obrazy, robiłam grafiki i rysowałam, to brałam też udział w wielu międzynarodowych wymianach artystycznych. To była bardzo ważna inspiracja i fascynacja w moim młodzieńczym życiu. Wiedziałam na pewno, że chcę robić coś związanego ze sztuką, ale nie bezpośrednio jako artystka. Wybrałam więc kulturoznawstwo i nie żałuję tego wyboru. Wiedziałam też, że chcę realizować projekty dla ludzi i działać bardziej jako animatorka. I wtedy powiedziałam sobie „z wszystkimi, tylko nie z dziećmi” (haha). Był taki czas, że prowadziłam warsztaty w areszcie śledczym i w domu dla bezdomnych kobiet i to były obszary, które mnie interesowały. Ale wtedy pojawił się pomysł 3D i praca z dziećmi stała się dla mnie wielką radością.
N: Ja też przez całe swoje dzieciństwo chodziłam do MDK-ów na rozmaite zajęcia. Był taki czas, że chciałam być projektantką, ale bardzo ciężko było u mnie z matematyką. Naprawdę ciężko. Walczyłam z tym różnymi sposobami, ale niestety nie udało mi się to na tyle dobrze, żeby móc zostać projektantką. Interesowało mnie bardzo dużo rzeczy, stąd też nie wybrałam kulturoznawstwa, a studia międzywydziałowe. Miałam wrażenie, że dadzą mi one mocną humanistyczną podstawę dotyczącą wiedzy o rzeczywistości. Ale bardzo wcześnie urodziłam dziecko i to zweryfikowało moje plany na życie. Pojawił się mały człowiek, który stał się dla mnie najważniejszy, którym trzeba było się zająć. A w międzyczasie trzeba było skończyć studia i może jeszcze ogarnąć coś oprócz tego. Wiedziałam, że projektantką raczej nie zostanę, ale całe studia układałam zajęcia tak, aby kręciły się wokół dizajnu, filmu, książek. Udało mi się przejść od tego podejścia teoretycznego, bardzo związanego z projektowaniem, do praktycznego działania związanego z edukacją, warsztatami, tworzeniem i współtworzeniem. Praca z ludźmi była dla mnie zawsze bardzo ważna.
Co było największym wyzwaniem, które napotkałyście przez te 8 lat?
N: Wydaje mi się, że największym wyzwaniem jest to, żeby pomimo różnych przeciwności losu utrzymać ten projekt i raz na jakiś czas przeprowadzić nasze warsztaty, przemyśleć je, żeby były fajne, żebyśmy były z nich zadowolone. Najtrudniejsze jest to, żeby pomimo różnych kolei losu, meandrów i sytuacji życiowych, konsekwentnie pracować nad 3D.
M: Ja bym dodała do tego jeszcze „Zeszyty do dizajnu”, których pierwszy nakład udało się wydać dzięki zaangażowaniu BWA Wrocław, środków wojewódzkich i ministerialnych. Ale później niestety nie udało nam się wydać ich ponownie.
Zeszyty do dizajnu?
N: “Zeszyty do dizajnu” to była taka publikacja, którą pomyślałyśmy jako leksykon wiedzy o zwykłym, codziennym domu. “Zeszyty…” tłumaczyły co i jak funkcjonuje w poszczególnych pomieszczeniach, np. jak zaprojektowany jest kran, dlaczego cieknie z niego woda, dlaczego jest z metalu, a nie z drewna, z czego składa się fotel, albo dlaczego trzeba mieć światło po lewej stronie przy biurku, jeśli jest się praworęcznym. Opowiadając o rzeczywistości domowej, przemycałyśmy wiedzę o projektowaniu, o tym, z czego ta rzeczywistość się składa, z jakich elementów, z jakich tworzyw się ją robi.
M: To była seria 9 zeszytów. Każdy zeszyt dotyczył innego pomieszczenia. Towarzyszyła im mapa z krótką historią dizajnu. Całość była zamknięta w kartonowym pudełku, bardzo pięknie zilustrowana pracami Wojtka Kołacza znanego jako Otecki i Grupy Projektor, czyli Asi Jopkiewicz i Pawła Borkowskiego, którzy odpowiadali za skład tej książki. Team był zacny. Samo przedsięwzięcie też. A to dlaczego się nie udało, pozostanie zagadką po wsze czasy.
N: Nie traktujemy tego jako porażki. Jesteśmy bardzo dumne z tego, że chociaż część udało nam się wydać. Być może nie trafiłyśmy po prostu na odpowiedni czas i było mnóstwo okoliczności, które o tym zdecydowały. Tak widocznie miało być. Nauczyłyśmy się z pokorą przyjmować porażki i zastanawiać się, co można z nimi zrobić dalej. W co przekuć tę energię, która powstała i dalej w nas jest.
I w co zamierzacie teraz tę energię przekuć?
N: Pracujemy właśnie nad nowym projektem i chciałybyśmy, żeby wyszedł tak dobrze, a nawet lepiej niż zeszyty.
To projekt związany z 3D?
N: Tak, z 3D i z nami, z naszym doświadczeniem i z Zeszytami do dizajnu. Podsumowuje wszystko, co do tej pory nam się udało w temacie warsztatów zrobić.
M: Mówimy o tym w zagadkowy sposób, bo jeszcze za wcześnie na zdradzanie szczegółów. Dla nas ważne jest, żeby nie narzucać sobie żadnego konkretnego deadline’u. Chcemy nad tym pracować w sposób komfortowy, na własnych zasadach i warunkach, same to sfinansować, więc będzie on gotowy w momencie, w którym my będziemy gotowe na ogłoszenie tego światu.
A jak zamierzacie świętować 8 urodziny projektu 3D?
N: Na urodziny zawsze zapraszamy wyjątkowego gościa, który przygotowuje warsztat – prezent dla nas i naszych gości. Udało się nam zaprosić Izę Rutkowska, Martę Dymek i Joannę Gniady. Tym razem będzie z nami Robert Czajka.
M: Nie możemy się doczekać, bo jesteśmy wielkimi fankami prac Roberta. Przygotowywane na ten dzień urodzinowe działanie to zawsze kilkugodzinny otwarty luźny warsztat ze słodkościami i balonami, jak na urodziny przystało. Nie ma zapisów, zapraszamy wszystkich, niekoniecznie niepełnoletnich 🙂
N: W tym roku nasze urodziny wypadają podczas wystawy „Pekaboo – polska ilustracja dla dzieci”, ciężko wyobrazić sobie lepsze okoliczności. Będzie różowo i czarno na ścianach i talerzach. Zapraszamy!
Magdalena Kreis i Natalia Romaszkan – absolwentki kierunków humanistycznych oraz artystycznych. Współpracują od 2010 roku realizując działania twórcze i edukacyjne. Ich autorski projekt „3D czyli Dizajn Dla Dzieci” w ramach programu galerii Dizajn BWA Wrocław cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem ze strony dzieci i ich najbliższych. Na swoim koncie mają także projekty takie jak „Teraz dizajn!” (2011), „Dizajn dla wszystkich!” (2012), „Przepis na mały dizajn” (2013). Są także autorkami książki „Zeszyty do dizajnu”. Z działaniami warsztatowymi podróżują po całej Polsce na zaproszenie instytucji kultury i organizatorów festiwali. Za projekt „3D czyli Dizajn Dla Dzieci” nominowane do nagrody wrocławskiej Gazety Wyborczej WARTO (2014). Projekt 3D znajdziecie na Facebooku i Instagramie.
Wywiad przeprowadziła: Anna Ślusareńka (25) w redakcji „Szajn” zajmuje się przede wszystkim kulturą. Fake gamer girl, uwielbia horrory, keczup i pin-upowe sukienki. Martwi się na zapas i ciągle wszystkim przejmuje, równocześnie marząc, że „zrobi się samo”.
autorka ilustracji: Monika Rogoża – urodzona w 1992 roku ilustratorka mieszkająca w Rzeszowie. Zajmuje się malarstwem akwarelowym głównie o tematyce botanicznej oraz przedstawiającym przedmioty codziennego użytku. W 2016 roku ukończyła studia magisterskie na kierunku Architektura o specjalności Konserwacja zabytków architektury na Politechnice Rzeszowskiej. Instagram: https://www.
Ilustracje wykonane na podstawie zdjęć Alicji Kielan, Zdjęcia: Alicja Kielan, Pleograf Studio, Emilia Siwiec / EsFlores / Sowa Studio, Patrycja Wojtas