Fragment wiersza „Lustro” autorstwa S. Plath / przeł. Z. Herbert

 

Czy istnieje w dzisiejszych czasach człowiek-tabula rasa? Ktoś, kto z biegiem lat nie zaprzestał poszukiwań i nadal żyje z myślą, że wiedza pochodzi z doświadczenia, a nie ze stereotypu? W codzienności dzisiejszego, pełnego schematów i konwencji świata, Innym jest każdy, kto odstaje od konserwatywnej wizji społeczeństwa. Każdy, dla kogo pewne kwestie wolą pozostać niedomknięte, niestandardowe i niedookreślone. Osoby nieheteroseksualne, nieokreśleni płciowo, feministki, feminiści, imigranci – wszyscy ci, którzy mają potrzebę i odwagę, by sztywnym ramom i konwenansom codzienności powiedzieć: basta, koniec, robię swoje. Chciałoby się dodać – a Tobie nic do tego! – ale nie bardzo można. 

W dzisiejszych czasach wszystko jest publiczne, stale jesteśmy na celowniku – oceniani przez osoby, których nie znamy i o których często nie mamy nawet pojęcia. Włosy na ciele kobiet zdają się być zupełnie innymi od tych u mężczyzn – wywołują niepokój, obrzydzenie, falę krytyki i niepotrzebnych dywagacji. Łzy u mężczyzny zdają się być odmiennymi od tych u kobiet – powodują zniesmaczenie i litość, kłócąc się z kultywowaną przez wieki wizją męskiej siły i mocy. Uczucia migrantów zdają się być inne od uczuć ludzi z krajów nieobjętych konfliktem. Paranoja.

W swoim wierszu „Lustro”, parę dekad temu, Sylvia Plath pisała o tym tytułowym, bezstronnym przedmiocie jako obiekcie pozbawionym uprzedzeń, który po prostu chłonie to, co się przed nim znajduje, nie ograniczając się ani do miłości, ani do nienawiści. Obiektywne i prawdomówne, obserwowało świat, który widniał w jego odbiciu, z mieszanką dystansu i ciekawości. Nieznane twarze i ciemność, o których pisze Plath, oddzielały lustro od rzeczywistości, tworząc granicę między tym, co bliskie, a tym, co obce i nieodkryte. Czy jest to jednak granica, której nie powinno się przekraczać? Czy jest to coś, czego należy się obawiać?

Życie bez uprzedzeń, odporne na opinie i poglądy płynące z zewnątrz, graniczy z niemożliwością. Każdy kto przeżył chociaż dekadę, wie, jak ważny jest wpływ otoczenia na nas oraz nas na otoczenie. Nie sposób nie ulegać wpływom społeczeństwa. Ten, kto mówi, że jest odporny na bodźce z zewnątrz, nie jest jeszcze świadomy tego, że żyjemy w świecie norm społecznych, według których reguł funkcjonujemy, nawet nie siląc się na zadanie sobie pytania: dlaczego? Dlaczego za pewnik przyjmuje się orientację heteroseksualną, a stereotypowe koncepcje kobiecości i męskości stale dominują, choć są zbiorem nieadekwatnych, krzywdzących i ograniczających stereotypów? Dlaczego latem codziennie golę nogi, chociaż bardzo mi się nie chce? Dlaczego nazwą mnie „pedałem”, kiedy piję kolorowego drinka zamiast czystej łychy i palę cienkiego papierosa zamiast czerwonego marlboro? Dlaczego będąc mężczyzną, nie mogę pomalować sobie paznokci? Dlaczego nazwą mnie ciapatym i będą chcieli mnie pobić, skoro mieszkam w tym kraju od urodzenia, a od kolegów z bramy dzieli mnie jedynie kolor skóry? Dlaczego nie chcą wpuścić mnie do innego kraju z obawy przed terrorystami, podczas gdy terroryści, których oboje się obawiamy, mordują moich najbliższych? Dlaczego każą mi „nie zachowywać się jak baba” i „zachowywać się jak na dziewczynę przystało”? Dlaczego interesują się moją macicą wtedy, kiedy nie trzeba?

Dlaczego musimy stawiać sobie te pytania? Dlaczego wpojono nam, że podporządkowywanie się konwenansom szerzonym przez ludzi, którzy nie mają o nas pojęcia, jest tym, co powinniśmy robić?

W „Lustrze” Sylvia Plath pisze o ścianie, na którą dotąd było skierowane lustro. O różowej powierzchni, którą obserwowało tak długo, aż poznało każdy jej fragment, powierzchni którą poznawało kawałek po kawałku, z czasem nazywając ją częścią swojego serca. Lecz tak jak pisze Plath, różowa powierzchnia migoce, zmienia się, rozdzielają ją nowe postaci. Nic nie jest stałe, niezmienne. Wszystko ulega przekształceniom, których musimy być świadomi. Wiedzieć, że one istnieją, mają i – co najważniejsze – będą mieć miejsce. Powinniśmy obserwować płynną rzeczywistość, będąc jej świadomymi uczestnikami.

Rozejrzyjmy się dookoła, weźmy głęboki wdech i zastanówmy się, czy ingerujemy w to, w co powinniśmy. Czy życie seksualne moich koleżanek i kolegów lub zupełnie obcych mi ludzi jest tym, przeciwko czemu powinnam się buntować? Czy orientacja drugiego człowieka jest tym, co powinno mnie zajmować? A może powinniśmy przejąć się brakiem empatii i ingerować w szerzącą się dyskryminację i wykluczenie? Zaangażować się w działania, które nie tylko pomagają, lecz również zapobiegają i ograniczają skrajne oraz tragiczne w skutkach sytuacje, takie jak przemoc i prześladowania? Miejmy przed sobą swoje lustro. To, które nie wyklucza i nie ocenia. Ale spróbujmy dojrzeć w nim odbicie wszystkich, którzy nas otaczają, a nie tylko swoje.

autorka tekstu: Karolina Reszkowska (24) – ukończyła filologię angielską na Uniwersytecie Gdańskim, przyszła absolwentka kulturoznawstwa na warszawskim Uniwersytecie SWPS. Członkini startującego Nieformalnego Koła Gender. Fascynuje się kulturą czasów transformacji i antropologią codzienności w okresie PRL. Wegetarianka. Feministka.

autorka ilustracji: Nadia Linek – ilustratorka i graficzka, uczestniczka berlińskiego fermentu, sprowokowana przez to miasto do działania. Sitodrukuje, rysuje, ilustruje, kolaboruje – najczęściej z kobietami i o kobietach, choć nie tylko.
strona: https://nadialinekwomen.myportfolio.com
fb: https://www.facebook.com/lineknadia/
insta: https://www.instagram.com/nadialinek.women/